sobota, 27 lutego 2016

Eight

...Chwyciłam deskorolkę i otworzyłam bramę. Kiedy znajdowałam się już poza nią zamknęłam ją, a kluczę schowałam do kieszeni kurtki. Wyciągnęłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Odblokowałam telefon i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę, wypadło na Fall Out Boy- Centuries.
Miałam jeszcze 16 minut, na spokojnie zdążę...

Kurwa, kurwa, kurwa, nie zdążę. Zostały mi dwie minuty, a z kilometr do pokonania, na dodatek przede mną rozciąga się ogromny korek. Czemu myślałam, że jechanie główną drogą będzie dobrym pomysłem? Przecież tutaj zawsze się coś zdarzy. Nie mając wyboru, wzięłam deskorolkę i jechałam na szagę. Nie przejmowałam się już tymi wszystkimi ludźmi i samochodami, które na mnie trąbiły. Musiałam dotrzeć przynajmniej ten jeden raz na czas. Kiedy ominęło mnie już najgorsze, byłam bardziej spokojna. Kilka sekund potem wjeżdżałam już do parku. Mijałam wiele różnych osób. Pary, które nie widziały nic poza sobą. Staruszków, którzy gawędzili lub spacerowali. Widziałam jak matki z dziećmi spacerują za rączkę. Nigdy nie wiedziałam jak to jest, ponieważ ja z mamą tak nie chodziłam. Po prostu nie miała na to czasu. Najbardziej pamiętam te chwile, kiedy Dylan zabierał mnie na plac zabaw. Wtedy niczym się nie przejmowaliśmy. Nie widzieliśmy niczego złego w tym świecie. Zawsze na placu albo biegaliśmy, albo bawiliśmy się w chowanego z innymi dzieciakami. 
Nie obejrzałam się nawet kiedy znalazłam się przy 'naszej' ławce. Zawsze się tu spotykaliśmy. Zauważyłam Will'a, który siedział na bmx i Zoe, która zawzięcie z nim dyskutowała. Nie zauważyłam nawet, kiedy tak bardzo się rozpędziłam...aż tak szybko, że gdy natrafiłam na mały ubytek w powierzchni, runęłam jak długa na chodnik, z 7 metrów dalej niż znajdowała się deskorolka. Nie powiem, że nie bolało, bo bolało jak cholera. Chwilę później usłyszałam śmiechy przyjaciół.
- Aż tak bardzo was to śmieszy?- zapytałam się i po kilku sekundach podniosłam swój tyłek z chodnika.
- No wiesz, nie często widzi się takie upadki, zwłaszcza z tobą w roli głównej- powiedział przez śmiech idiota zwany także Will'em.
- Zamknij się Will- powiedziałam do niego, kiedy już wstałam- Dobra, może lepiej jak już pójdziemy do tego skateparku- powiedziałam i wspólnie udaliśmy się w stronę parku.
Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Na rampach na szczęście nikogo nie było, więc było więcej miejsca dla nas. Will od razu zaczął robić jakieś niezrozumiałe dla mnie triki na bmx'ie. Ja natomiast postanowiłam odpocząć, gdyż strasznie bolał mnie tyłek. Razem z Zoe usiadłyśmy na brzegu jednej z ramp.
- Właśnie Zoe! Jak było wczoraj?- zapytałam się gdyż przypomniało mi się, że wczoraj spotkała się z Calum'em.
- No wiesz...było idealnie. Najpierw wybraliśmy się do kina i tak nic takiego nie było wspaniałego, ale po seansie poszliśmy na spacer i tam na spokojnie porozmawialiśmy. I wiesz co? Chyba go lubię- ostatnie zdanie powiedziała szeptem. Ja natomiast przytuliłam dziewczynę i pogratulowałam jej...nawet nie wiem czego. W pewnej chwili zauważyliśmy grupkę chłopaków zbliżających się do nas. Dwóch z nich było na bmx'ie, a reszta z nich na deskorolkach. Chwilę później usłyszałam zaczepkę w moją stronę.
- Ej ty! Siedzisz obok pomimo swojej deskorolki? Och, pewnie nie chcesz sobie paznokcia złamać co?- zapytał przez śmiech brunet.
- Co? Ja? No ci się śni. Na 100% jestem lepsza od was razem wziętych- powiedziałam do nich, a ci zaczęli się niepohamowanie śmiać.
- Chyba ci się coś w główce poprzewracało dziwko!- krzyknął ten sam palant, a we mnie na ostanie słowo podniosło się ciśnienie. Tak chcą się bawić? Okej.
- Tak? To patrz- powiedziałam i wstałam z murku. Położyłam deskorolkę na ziemi i odepchnęłam się od ziemi.
Zrobiłam kilka fronsid'ów, dwa hardflip'y, a że w skateparku znajdowało się też kilka rurek zrobiłam parę lipslid'ów i bluntslid'ów.


Na zakończenie przedstawiłam im invard heeelflip'a. Widziałam, jak kopara im opadła z wrażenia. Kiedy już wiedziałam, że skończyłam mój mały występ podjechałam do bruneta i dowaliłam mu z prawego sierpowego.
- Zapamiętaj, nikt pod żadnym pozorem nie może nazywać mnie dziwką. Nie zasługuję na to jakże dostojne miano- powiedziałam i odjechałam do przyjaciół.
- Ale mu przywaliłaś, mała- powiedział Will i przytulił mnie.
- Will, rozmawialiśmy już o tym. Mała jest twoja pała, a to że jestem od ciebie niższa nie oznacza, że możesz mnie tak nazywać...za to Zoe się na pewno nie obrazi- ostatnie zdanie dopowiedziałam na ostatnim tchu.
- Ej! Jas, nie pozwalaj sobie, jestem wyższa od ciebie- powiedziała wytykając język w moją stronę.
- Oj tam, to taki mały szczególik- powiedziałam ze śmiechem.
- Dobra, moje gurls, co powiecie o tym, żeby pójść do galerii, a potem na pizze- zapytał się Will.
- No nie wiem, musisz mieć jakiś bardzo, bardzo dobry argument- powiedziałam, wstrzymując śmiech.
- Postawię ci największą pizze w naszym ulubionym miejscu- powiedział od razu.
- TĄ MEGA XXXXXL?!- krzyknęłam.
- Tak tą- powiedział z głupim uśmieszkiem.
- W takim razie wio do tej galerii- powiedziałam i byłam już w drodze do galerii.
Kilka minut później znajdowałam się przed ogromną galerią. Kiedy się odwróciłam nigdzie nie mogłam znaleźć przyjaciół...no cóż trooooszkę przyśpieszyłam w trakcie jechania. No ale to nie moja wina, że ta dwójka jest taka wolna. Kiedy wiedziałam, że trochę potrwa to za nim oni tu przybędą, postanowiłam usiąść na pobliskim murku. Wzięłam telefon i zaczęłam grać w moje ulubione pianinko...kiedy właśnie pobijałam mój rekord w jednej z piosenek ktoś zabrał mi telefon. 
- No serio, ludzie!- wykrzyknęłam i wyrzuciłam ręce do góry- Właśnie pobijałam mój życiowy rekord, a tu co? Chuj, bo ktoś do cholery musiał zabrać mi MÓJ telefon- powiedziałam i podkreśliłam 'mój'.
- Spokojnie Aladyn. Musiałem cię jakoś oderwać od tej gry, bo stoimy tu z Zoe od jakiś 3 minut. Na dodatek cały czas trącałem cię palcem!- powiedział do mnie z oburzeniem Will.
- Nooo dobra, może jednak jestem odrobinę uzależniona od tej gry- odparłam z niechęcią.
- Zizi, nagrałaś to?- spytał się Will Zoe.
- Debilu, nie nazywaj mnie tak! I nie, po cholerę miałabym to nagrywać?- krzyknęła dziewczyna na przyjaciela.
- Dobra, nie było tematu. A teraz do jasnej ciasnej możemy już wejść do środka?- zapytał się niebiesko włosy i ręką wskazał na główne drzwi.
- Dobra, im szybciej tam wejdziemy, tym szybciej stamtąd wyjdziemy- powiedziałam i wspólnie ruszyliśmy do środka. 
Will zostawił bmx przed wejściem natomiast, natomiast ja swoją deskorolkę wzięłam ze sobą. Kiedy znajdowaliśmy się już w środku, tego gigantycznego obiektu Will od razu zaciągnął nas do Bluberry. Szczerze? Nigdy nie widziałam sensu w robieniu tam zakupów. Zresztą...Will jak dotąd nigdy nic tam nie kupił, także nie wiem na co on liczy.
Po półgodzinnym przymierzaniu przez Will'a ciuchów w Bluberry w końcu wyszliśmy...ale tylko dla tego, ponieważ jak to on ujął "W tym sklepie nie ma niczego co by podkreślało mój seksowny tyłek". I powiem jedno...nie zamierzam komentować głupoty mojego jakże mądrego przyjaciela, bo nie miałoby się czego komentować. Następnym sklepem jaki odwiedziliśmy była Chanel. Był to chyba jeden z niewielu sklepów, do których nie chciał wchodzić Will. No, ale cóż nie miał wyboru. Zoe i ja zawsze musimy wycierpieć swoje. Skoro my to i on też. U Chanel ja kupiłam pomarańczowy, dresowy komplet, natomiast Zoe sukienkę w czerwono-czarną kratę i czarny sweter. Kiedy w końcu wyszliśmy z tego sklepu widziałam ulgę wymalowana Will'owi na twarzy. Byliśmy jeszcze w wielu sklepach, takich jak Primark, Adidas czy Forever21. Po pięciu godzinach męczarni zadanych przez Will'a, w końcu mogliśmy iść coś zjeść...a mówiąc 'coś' mam na myśli oczywiście obiecaną mi już pizze XXXXXL. Nie żebym żyła tylko tym. No dobra może trochę. Wspólnie skierowaliśmy się w stronę naszej ulubionej pizzerii. Weszliśmy do dużego pomieszczenia i usiedliśmy przy oknie.
- Dobra dziewczynki, jakie chcecie pizze?- zapytał się Will, na co ja skarciłam go wzrokiem, bo HELOŁ?! Ten pacan obiecał mi XXXXXL i jeszcze mi się pyta jaką- Okej, Aladyn pamiętam, to było pytanie retoryczne- dokończył na co się triumfalnie uśmiechnęłam.
- Masz szcz...- chciałam dokończyć, lecz dotarło do mnie, jak przed chwilą mnie nazwał- Ty tępy głupku, niedorozwinięty bachorze jebany, przestań tak do mnie mówić!- krzyknęłam i chwilę później ujrzałam go szczerzącego się do mnie z końca sali...idiota.
Kiedy chłopak stał w kolejce, ja zaczęłam rozmowę w Zoe. Gadałyśmy na przeróżne tematy, poczynając od nowych perfum Beyonce, kończąc na najnowszym odcinku Pretty Little Liars i Teen Wolf'a. W pewnym momencie zauważyłam jak dziewczyna stała się aż za nadto zdenerwowana.
- Zoe, coś się stało?- zapytałam się.
- N-nie, t-to znaczy t-tak- powiedziała drżącym głosem i już wiedziałam, że nie jest to żadna błahostka.
- Spokojnie, wdech i wydech- zrobiła tak jak jej powiedziałam- Okej, a teraz powiedz o co chodzi.
- Widzisz tamtego faceta w czerni z okularami przeciwsłonecznymi?- zapytałam się, a ja na chwilę się odwróciłam. Prawda, kilka miejsc od nas siedział mężczyzna ubrany na czarno. Tylko trochę dziwne było to, iż miał on na nosie okulary przeciwsłoneczne, chodź znajdował się w budynku.
- Tak, a co?- zapytałam się dziewczynie.
- Cały czas się patrzy w naszą stronę- już chciałam się zapytać skąd to wie, ale mnie wyprzedziła- Pomimo tego, że te szkła są ciemne, to oczy w nich można zauważyć pod pewnym kątem, a ja znalazłam ten kąt i widziałam na czym zawiesił wzrok. To my.
- No dobra, ale przecież każdy ma prawo do- nie dokończyłam, bo dziewczyna znając dalszą część wypowiedzi odpowiedziała na nie.
- Ma w kieszeni od kurtki broń- powiedziała na jednym wdechu.
- Zauważyłaś może jaki?- zapytałam się, bo to dało by nam odrobinę przewagi.
- Prawdopodobnie ASG GG M97F, mała pojemność magazynku, lecz z tego co zauważyłam prawdopodobnie kolejne dwa trzyma w kieszeni od marynarki- powiedziała to tak, jakby się tego uczyła na pamięć. Zoe od zawsze była dobrą obserwatorką, potrafiła doszukać się wielu mało istotnym dla oka szczegółów.
- Cholera, mamy problem i to nie aż taki mały- powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.
- Wiem o tym, masz broń przy sobie?- zapytała się, a ja sobie coś uświadomiłam.
- Kuźwa, kuźwa, kuźwa- powiedziałam ciągnąc włosy- Leży w środku jednej z szuflad komody, zapomniałam ją wziąć. Kiedy to wypowiedziałam, Will dosiadł się do naszego stolika.
- Ale co zapomniałaś wziąć?- zapytał się nieco zdezorientowany Will.
- Broni- powiedziałam do niego ciszej.
- Ale po co ci ona?
- Gości kilka miejsc od nas, ten który ma okulary przeciwsłoneczne i jest cały na czarno posiada broń w kieszeni- powiedziałam.
- Ale- chciał coś powiedzieć, lecz się wtrąciłam.
- I się na nas cały czas gapi- wtedy mina Will'a wyrażała wszystko. Zdenerwowanie, bezradność, strach i zdeterminowanie.
- Wiem, mam numer Calum'a, niech przyjadą do nas chłopacy z bronią- powiedziała i sięgała telefon- Dobra, mam. Jasmine, idź do toalety i zadzwoń do chłopaków. My z Will'em będziemy go obserwować.
Wzięłam od brunetki telefon i skierowałam się w stronę toalet. Otworzyłam drzwi i weszłam do jednej z "kabin". Odblokowałam telefon przyjaciółki i wybrałam numer Azjaty.
Pierwszy sygnał...drugi sygnał...trzeci sygnał...czwarty sygnał...
- Hej Zoe- powiedziałam radosny Calum.
- Hej, tu Jasmine, nie Zoe. powiedz chłopakom, że mamy problem- powiedziałam do chłopaka.
- Co? Ale jaki?- zapytał się- Debile, Jas dzwoni mają jakieś problemy!- usłyszałam jak ich wołał- Jas, dam cię na głośnik, żeby oni też cię słyszeli.
- Okej. Jesteśmy w tej galerii blisko parku, dokładniej w pizzerii. Kilka miejsc od nas siedzi mężczyzna, około 27-35 lat. Ubrany cały na czarno, oraz mający okulary przeciwsłoneczne. Cały czas nas obserwuje- powiedziałam do nich.
- Okej, no i co, każdy może was- nie dokończył Clifford, ponieważ mu przerwałam, gdyż wiedziałam o co chciał się dokładniej zapytać.
- Ma przy sobie broń i dwa dodatkowe magazynki.
- Kurwa, Calum, zabieraj broń i kilka magazynków. Clifford idź odpalić Audi R7, a ty Ashton spróbuj włamać się do kamer w tej pizzerii i ogólnie w tej całej galerii- powiedział Luke.
- A my co mamy robić?- zapytałam się chłopakowi, gdyż wiedziałam, że tamtych już nie ma.
- Spróbujcie być jak najdłużej być w miejscu, gdzie jest dużo ludzi, świadków. Będziemy tam za jakieś 15 minut, w najgorszym wypadku za 25- powiedział blondyn.
- Okej, a jak gdyby nas zaatakował nawet przy świadkach?- zapytałam się.
- No, ale przecież masz broń, prawda?- również zapytał się.
- Nooo wiesz, z tym jest mały problem, gdyż zostawiłam broń w domu. Po prostu zapomniałam jej wyjąć- powiedział najszybciej jak tylko mogłam.
- Co kurwa!- krzyknął- Będziemy za max. 10 minut- powiedział i rozłączył się.
- Świetnie- powiedziałam pod nosem.
Wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę kasy.
- Przepraszam, tą dużą pizzę XXXXXL, proszę podać temu panu ubranego na czarno i w okularach przeciwsłonecznych- powiedziałam do sprzedawczyni na co ona pokiwała twierdząco głową.
Chwilę później usiadłam przy stolika, gdzie czekali na mnie przyjaciele. Widziałam ich zdenerwowanie. Szczerze? Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak stresowałam. Odkąd ON wyszedł z więzienia chodzę bardziej zdenerwowana i zestresowana. Czuję jakby ktoś mnie obserwował. Czasami mam już tego dość. Za dużo emocji naraz. Nagle moje rozmyślenia przerwał głos Zoe.
- I co?- zapytała się, a ja oddałam jej telefon.
- Będą za około 10 minut, a my mamy jak najdłużej pozostać tam, gdzie jest dużo ludzi- powiedziałam, tłumacząc im co kazali, a raczej co Luke kazał nam robić.
- Okej- powiedzieli równo Will z Zoe.
Siedzieliśmy i czekaliśmy na chłopaków już 5 minut, lecz ciągnęło się to jak kilka godzin. Nagle Zoe znieruchomiała. Obróciłam się i spojrzałam na faceta, który nas cały czas obchodzi. Powoli się zbierał z miejsca. Nie powiem, że mnie to nie obchodziło, gdyż na te kilkadziesiąt sekund zmroziło mi krew w żyłach, a w głowie pojawiało się tysiące pytań A co jeśli chłopacy nie zdąrzą? Co z nami wtedy będzie? A co jeżeli on za chwile do nas podejdzie i strzeli nam kulką w łeb? Nagle usłyszeliśmy strzał z pistoletu, a ja miałam już w głowie ułożone wszystkie możliwe czarne scenariusze. Lecz po chwili poczułam duże i silne dłonie oplatające mnie w talii. Ten ktoś niósł mnie w stylu panny młodej. Wydałam z siebie przeraźliwy pisk. Nie wiedziałam kto to. Od momentu strzału miałam szczelnie zamknięte oczy. Wolałam nie widzieć tego wszystkiego. Kilka sekund potem usłyszałam dobrze zanany mi już głos.
- Cii, spokojnie już, wszytko będzie dobrze. Nie bój się księżniczko- powiedział blondyn o nieziemsko pięknych, niebieskich tęczówkach...

***
Boże! Naprawdę przepraszam Was o tak mocne opóźnienie, lecz przez ten tydzień nie miałam okazji, żeby przysiąść do laptopa...przede wszystkim go włączyć ale ciii...i napisać do końca ten rozdział. Wiedźcie, lecz że zarywam pół nocy by go dokończyć...no ale cóż.
Także szczerze Was wszystkich przepraszam...jeszcze raz.


Z pozdrowieniami dla wszystkich czytających i komentujących
i_ness_24 xxx 

Uwaga!
Poinformuję Was jeszcze, że najprawdopodobniej następny rozdział nie pojawi się w następnym tygodni tylko za dwa [czyli okolice 7-10.03.2016]



niedziela, 14 lutego 2016

Seven

...- Yyyy, Ashton, co kazałeś mu powiedzieć?- zapytałam się.
- No wiesz, miał powiedzieć, że podgląda ją co noc, kiedy ona idzie spać i kiedy znajduje się w łazience i miał przyznać, że ona ma niezłe cycki- gdy to powiedział ja z Luke'iem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. No, teraz już wiemy, dlaczego Putt'y go goni...

Godzinę temu, do mojego domu zawitał Clifford...który nie miał niczego na sobie. Wszedł do środka, zabrał swoje ciuchy i poszedł do łazienki się przebrać. Kiedy wrócił, usiadł na sofie w salonie i nic nie mówił. Tak jest do teraz. Nawet słowem się nie odezwał. No ale cóż, mógł się nie zakładać.

           2 godziny później...

Okej, mam dość. Czerwonowłosy siedzi na sofie i patrzy się w ścianę już trzecią godzinę. Zaczyna robić się to niepokojące. Kiedy my (czytaj ja, Luke i Ashton) oglądaliśmy Szybkich i Wściekłych 7 on siedział i tylko gapił się w ekran. Przepraszam bardzo, ale ja mam już tego dość. Wstałam z kanapy i stanęłam przed ekranem telewizora zasłaniając ekran.
- Do jasnej cholery, Clifford, ogarnij się, bo to chyba wy mieliście mnie mieć na oku, a nie ja was. A teraz siedzisz na tej zasranej i cholernie wygodnej kanapie i jest obrażony na cały boski świat. Przypomnę Ci tylko, że to ty się się zgodziłeś na taki układ- przypomniałam mu, a ten westchnął- Przytulas?- zapytałam się mu wyciągając przed siebie ręce.
- Oj, tam. Przytulas!- wykrzyknął i pobiegł w moją stronę. Przytulił mnie chyba najmocniej jak tylko mógł.


- Mike, dusisz mnie, puść- powiedziałam do niego.
- Nie, nie puszczę- powiedział.
- Zbiorowy przytulas!- krzyknął Ashton z Luke'iem i rzucili się w naszą stronę tak, że razem spadliśmy na podłogę. Po kilku sekundach wszyscy wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Dobra, koniec śmiechów. Jest 23, a ja chce spać- powiedziałam i poszłam w stronę schodów.
- A my?- zapytał się Luke.
- Mam wiele dodatkowych pokoi, podzielcie się- powiedziałam i skierowałam się w stronę pokoju.
Weszłam do swojego i rzuciłam telefon na łóżko. Z garderoby wzięłam za dużą na mnie koszulkę i majtki. Kiedy już wszystko miałam, ruszyłam do łazienki. Zamknęłam drzwi za sobą i położyłam piżamę na blacie. Zdjęłam dzisiejsze ciuchy i włożyłam do kosza z rzeczami do prania. Włosy spięłam w luźnego koczka i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i cała się obmyłam. Następnie dokładnie namydliłam całe ciało, a powstałą pianę spłukałam. Wzięłam jeden z ręczników i wytarłam się. Założyłam bieliznę i koszulkę. Podeszłam do lustra i opłukałam całą twarz wodą. Na samym końcu umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Zgasiłam światło w łazience i całą długością walnęłam się na łóżko. Chwilę zajęło mi poszukanie telefonu, lecz kiedy go już znalazłam zauważyłam wiadomość od Zoe. Napisała, że nie przyjdzie już do mnie dzisiaj. Zignorowałam to, ponieważ byłam już cholernie zmęczona. Mozolnie wstałam z łóżka i zgasiłam światło. Otworzyłam okno, żeby nie udusić się w nocy i położyłam się spać.

Szłam parkiem. Była kompletna ciemność. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że  w pewnym momencie usłyszałam kroki za mną. Przyśpieszyłam, nie można było nawet tego nazwać chodem. Biegłam, najnormalniej w świecie biegłam. W pewnym momencie usłyszałam strzał, a następnie wielki ból w klatce piersiowej...

Obudziłam się cała zalana potem, już dawno nie śniły mi się takie sny. Sięgnęłam ręką po telefon w celu sprawdzenia godziny. 9:03. I w tym właśnie momencie wiedziałam, że już nie zasnę. Ubrałam moje kapcie i wyszłam z pokoju. Skierowałam się do pokoi, w których mieli spać chłopacy. W pierwszym Ashton spał na pograniczu łóżka, tak że niedługo z niego spadnie. W drugim spał Michael, który spał w samych bokserkach. Skąd to wiem? Stąd, że jego kołdra leżała na ziemi. W ostatnim pokoju spał Luke. Spał na brzuchu z rękami pod poduszką. Nie chcąc go budzić powoli wyszłam z jego/mojego pokoju. Zeszłam po schodach i od razu skierowałam się w stronę kuchni. Postanowiłam zrobić dla nas śniadanie. Nie mogąc się zdecydować co zrobić, wybrałam, jak dla mnie najprostsze naleśniki.
Kilkadziesiąt minut później na stole leżał stos naleśników...dokładniej 100 naleśników. Jest 9:48, a chłopcy jeszcze nie wstali, dlatego ja ich obudzę. Wyciągnęłam trzy pistolety na wodę i napełniłam je do samego końca. Weszłam po schodach i weszłam do pokoju Clifford'a. Leżał na łóżku z telefonem w ręce. Ugh...na niego juz nie warto marnować wody.
- Yyyy, Jasmine, po co Ci trzy pistolety na wodę?- zapytał się, lecz kiedy już chciałam odpowiedzieć, on zaczął gadać- Ty podstępna mała małpo. Nie chciałaś mnie tak obudzić, prawda?
- Nieeee, jasne, że nie chciałam...-myśl, myśl Jasmine- chciałam żebyś mi pomógł,bierz jeden pistolet i sio do pokoju Irwin'a- powiedziałam, a on jak torpeda wystrzelił z łóżka i zabrał mi jeden pistolet.
Razem wyszliśmy z jego pokoju. Ja podeszłam do drzwi Hemmings'a, a on do Irwin'a. Pokazałam trzy palce, później dwa, a kiedy jeden zaczęliśmy otwierać drzwi do pokoi. Na samym końcu zgodnie pokiwaliśmy głowami i wparowaliśmy do pokoi chłopaków.
- Wstawaj mały nędzny gówniarzu! Na ziemię i 1000 pompek!- krzyknęłam do Luke'a i oblałam go wodą. Ten jak poparzony zerwał się z łóżka i padł jak długi na podłogę.
- Ja pierdole, kurwa mać! Jasmine, co ja ci zrobiłem, że ty mnie w tak okrutny sposób budzisz!?- krzyknął Luke, który pocierał, jak sądzę, obolałe od upadku plecy.
- Po prostu przyszedłeś na świat powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
- Masz 5 sekund na ucieczkę- powiedział z poważną miną.
- Phi i tak się ciebie nie boję.
- 1...
- 2...- wciąż siedział na podłodze.
- 3...- dobra, teraz jestem zaniepokojona bo powoli wstaje.
- 4...- i w tym o to momencie zerwałam się ze swojego miejsca.
- I tak cię dorwę mała!- krzyknął.
- Mała może być twoja pała, ale nie ja!- odkrzyknęłam i szybko pobiegłam do kuchni.
Po kilku sekundach Luke pojawił się w kuchni. Na początku nie wiedziałam co począć, lecz zauważyłam odkręconą butelkę wody...tak! To jest to. Wzięłam ją do ręki i oblałam nią Luke'a. Kiedy ten na chwilę był oszołomiony, ja to wykorzystałam. Przemknęłam obok niego niezauważona i pobiegłam do salonu. I wiecie co? To nie był dobry pomysł po chwilę później runęłam jak długa na panele. Miałam się już podnosić, kiedy poczułam na plecach coś, a raczej kogoś.
- Luke, ty cholerny dupku, złaź ze mnie w tej chwili!- krzyknęłam nie mogąc niczego innego zrobić.
- Nie. Najpierw mnie ładnie przeproś- powiedział.
- No chyba sobie ze mnie żartujesz- odpowiedziałam.- Złaź ze mnie bo nie mogę oddychać!
- Nie, przeproś.
- Ugh...przepraszam- powiedziałam do niego.
- Ładnie przeproś- powiedział, a mnie już krew zalewała od środka.
- Przepraszam cię mój drogi Lukasie, proszę, wybacz mi- powiedziałam, mam nadzieję, że ładniej.
- Och, jeżeli aż tak bardzo prosisz- powiedział i wstał- Czekaj! Nazwałaś mnie Lukasem!- krzyknął.
- Oj tam, taki malutki dodatek ode mnie- powiedziałam i wstałam z podłogi- Dobra, dosyć tego bo śniadanie nam wystygnie, możesz ich zawołać?- zapytałam się Luke'owi.
- Nie, mnie się nie słuchają- odpowiedział, a ja już wiedziałam w jaki sposób ich zawołać.
- Chłopacy, naleśniki z Nutellą są już na stole!- krzyknęłam i chwilę później słyszałam głośne kroki do góry. Nie minęły nawet dwie sekundy, a ta dwójka znalazła się już w kuchni.
- Chodźmy Luke, bo jeszcze zjedzą je wszystkie- powiedziałam do blondyna, a ten tylko przytaknął głową.

       Godzinę później...

- Boże, nie wierzę, że musiałam jeszcze upiec dodatkową porcję naleśników- powiedziałam, kiedy chłopcy byli już najedzeni.
- Nigdy nie widziałaś ile mężczyźni mogą zjeść?- zapytał się Michael.
- Wiesz, Will dużo przebywa tutaj, ma nawet własny pokój, ale on jednak nie jest takim pożeraczem jedzenia jak wasza trójka- powiedziałam zgodnie z prawdą, ponieważ zawsze jak Will jest u mnie to 50 naleśników nam wystarczy, z czego ja i tak zjem większą połowę. No proszę was, ten gościu woli wpieprzać słodycze i pizzę niż żarcie, które ja mu zrobię!
- To ty chyba nie chcesz robić śniadania, kiedy Calum też ma zjeść, on wpieprza tyle co ja i Mike razem wzięci- powiedział Ashton, a co najlepsze on to powiedział z  powagą, czyli... mam się bać karmić Calum'a.
- Dobra, chłopaki teraz zmykajcie do siebie. Jest- spojrzałam na zegarek- 11:24, pewnie Calum za wami tęskni i się bardzo o was martwi- powiedziałam do nich, na co oni wybuchnęli gromkim śmiechem- No co, coś źle powiedziałam?
- Nie, ale to my bardziej zawsze się martwimy o Calum'a. On nawet w restauracji się umie zgubić- powiedział przez śmiech Clifford.
- Mam jedno pytanie. Jakim cudem wy jesteście "groźni"- powiedziałam, a przy ostatnim słowu zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
- No wiesz, ja jestem geniuszem informatycznym, dzięki czemu mogę każdego wyśledzić i wszędzie się włamać. Luke i Calum są doskonałymi strzelcami nigdy nie pudłują, ponad to umieją poważnie walnąć. Mike natomiast umie być "niewidoczny" i śledzić tak, żeby nie zostać zauważonym, ale umie też posługiwać się dobrze bronią- swój długi monolog, Ashton, zakończył głośnym wydechem powietrza.
- Okej, teraz powiedzmy, że już rozumiem- powiedziałam- Ale to i tak nie oznacza, że macie już iść do siebie.
- Oj, no dobrze- powiedział Mike i zrobił minę zbitego psa. Cała trójka wzięła swoje manaty i skierowała się w stronę drzwi.
- Pa chłopcy!- na koniec do nich krzyknęłam.
- Nie jesteśmy chłopcami tylko m...- dalej nie słyszałam, bo zamknęłam drzwi.
Skierowałam się do kuchni, gdzie pozbierałam wszystkie brudne naczynia i schowałam do zmywarki. Z tego powodu, że była pełna włączyłam ją. Mój spokój przerwał dzwonek do drzwi. Czy już nawet pięć minut nie mogę zostać sama w tym domu! krzyknęłam w myślach. Mozolnym krokiem skierowałam się w stronę drzwi, lecz nie zdążyłam ich otworzyć, ponieważ ten ktoś sam wszedł do domu.
- Jeżeli nie jesteś Will'em lub Zoe, wiedz, że nie skończy się to dla ciebie dobrze- powiedziałam dość głośno.
- To tak się wita własnego brata?- zapytał się z uśmieszkiem Dylan.
- Pudelek!- krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję.
- Ty mała wredna małpo, zawsze będziesz mi to wypominała?- zapytał się.
- Tak- powiedziałam przez śmiech.
- Dobra, teraz na poważnie. Mam złą wiadomość- rzekł z powagą.
- Dooobra, ale o co chodzi?- spytałam się.
- Wiem, że ścigasz się w wyścigach- powiedział.
- No tak, ale o tym już od dawna wiedziałeś- odpowiedziałam nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Tak, ale teraz już nie będziesz mogła się ścigać, ani nawet wybierać się na takie wyścigi, ponieważ będą duże szanse, że jego ludzie też tam będą- powiedziała, a mnie zatkało. Jak mam nie chodzić na wyścigi i się nie ścigać. Przecież to było i jest całe moje życie. Całe moje cholerne życie opierało się na wyścigach.
- Ale...- zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nie ma żadnego "ale" Jas, wiesz że to dla twojego dobra?- powiedział.
- Jak ma być dla mojego dobra, jeżeli odetniesz mnie od czegoś co kocham?!- krzyknęłam.
- Jasmine! Przecież nie zabiorę ci ścigaczów! Cały czas będziesz mogła nimi jeździć, ale po prostu nie możesz się pojawiać na wyścigach!- powiedział, a raczej wykrzyknął mój brat.
- Nie mam wyboru?
- Nie masz- powiedział, a ja już nie chciałam się z nim kłócić.
- Dobra, skończmy już ten temat. Właśnie, Dylan, gdzie mieszkasz, bo mi nic nie powiedziałeś- zapytałam się.
- U Zayn'a. Ma duży dom, a wole mieszkać z nim niż z dziewczynką- powiedział przez śmiech.
- Nie śmieszne- gdy to powiedziałam udawałam obrażoną- A tak na marginesie, długo pozostaniesz u mnie?
- Nie, przyjechałem tutaj na chwilę, ponieważ mam jeszcze parę starych spraw do załatwienia- odpowiedział na moje pytanie.
- Och, w porządku- powiedziałam, a Dylan'a chwilę później nie było.
Postanowiłam się umówić z Zoe i Will'em w naszym ulubionym parku. Oczywiście Will będzie swoim bmx'em, a ja deskorolką, natomiast Zoe będzie siedziała i patrzyła...jak zawsze.
Kilka minut potem otrzymałam potwierdzenie godziny od tej dwójki. Zostało mi trochę więcej niż godzina, także od razu skierowałam się do pokoju. Niedługo 12, a ja chodzę ciągle w piżamie... kuźwa. Byłam tylko w za długim T-shirt i majtkach przy chłopakach... kiedyś ich zapierdole. Kiedy znalazłam się w pokoju, od razu skierowałam się do łazienki. Tam umyłam zęby i rozczesałam włosy. Zostawiłam je rozpuszczone.  Zrobiłam jeszcze smoky eye's, a usta pomalowałam na bordowo. Kiedy w łazience już wszystko załatwiłam, postanowiłam wybrać jakiś strój do skateparku. Z tego co zauważyłam na dworze nie było ni to ciepło, ni to zimno także postawiłam na ciemno zielone spodnie z dziurami na kolanach, tego samego koloru kurtkę/bluzę i czarną bluzkę na ramiączkach. Na nogi założyłam czarne Vans'y. Kiedy już się ubrałam, postanowiłam zejść na dół. Wzięłam telefon, kartę kredytową (na wszelki wypadek, gdyby komuś zachciało się iść do galerii) i 50 funtów. Kiedy upewniłam się, że wszystko mam zeszłam do salonu. Sprawdziłam godzinę i zostało mi około 20 minut, także nie mam za dużo czasu, gdyż od mojego domu do skateparku jest w najlepszym wypadu 10 minut, ale zawsze dojeżdżam w 15. Zamknęłam drzwi od środka i skierowałam się w stronę garażu. Chwyciłam deskorolkę i otworzyłam bramę. Kiedy znajdowałam się już poza nią, zamknęłam ją, a kluczę schowałam do kieszeni kurtki. Wyciągnęłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Odblokowałam urządzenie i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę, wypadło na Fall Out Boy- Centuries.
Miałam jeszcze 16 minut, na spokojnie zdążę.

***
Cześć, hej i czołem...
Na prawdę przepraszam Was, że nie wstawiłam rozdziału we wtorek. Powodem była szkoła. Teraz codziennie mieliśmy jakieś kartkówki lub sprawdziany i musiałam zakuwać.
Lecz teraz z innej strony...
Wolicie bardziej opisy, czy dialogi.
Pytam się, ponieważ nie jestem pewna pod względem ilości dialogów w tym rozdziale. I mam pytanie, nie przeszkadza Wam to????
PS Następny rozdział postaram się tak zrobić, żeby był dłuższy.
A! I w razie czego przepraszam za jakiekolwiek błędy. Nie miałam czasu żeby sprawdzić ten rozdział.
Proszę, komentujcie to na prawdę wiele daje, ponieważ wiem, że ktoś kto w ogóle czyta.

i_ness_24 
xoxo


wtorek, 2 lutego 2016

Six

...- Widzisz, nie każdy jest kimś na kogo wygląda. Może pod skorupą chamskiej, wulgarnej i mającej wylane na innych dziewczynie skrywa się bardzo zraniona przez świat, która nie radzi sobie z większością wspomnień.
- A tak jest?- zapytałem się jej.
- U mnie?- widziałem jak myślała nad odpowiedzią- Nie, na pewno nie- powiedziała i pokręciła przecząc głową.
Lecz ja nie wiedziałem już co mam myśleć o tej dziewczynie...


            LUKE POV

Siedzieliśmy tak może jeszcze z 20 minut, kiedy zauważyłem jak Jasmine trzęsie się z zimna. Szczerze? Nie dziwię się. Na dworze może być z jakieś 10 stopni, a ona siedzi w krótkim rękawku.
Zdjąłem z siebie bluzę i okryłem nią dziewczynę... nie myślcie nawet, że mi na niej zależy czy coś. Po prostu Dylan kazał nam ją bronić, dlatego to robię, bronię ją przed... zimnem. O! Bronię ją przed zimnem, taa.
- Dzięki- powiedziała i posłała w moją stronę, jak do tej pory pierwszy szczery uśmiech. Muszę przyznać, że ma wspaniały uśmiech...STOP! Czy ja o tym pomyślałem. Luke, ogarnij się to jest zwykła chamska i agresywna dziewczyna, która nic dla ciebie nie znaczy.
W pewnym momencie poczułem kropelki wody, które powoli zaczynały spadać z nieba. W ciągu kilku sekund parę kropelek zamieniło się w prawdziwą ulewę. Pośpiesznie wstałem z murka i poszedłem pod drzwi (było tam zadaszenie). Kiedy się odwróciłem zauważyłem, że Jasmine tylko się ze mnie śmiała.
- A ty z czego się śmiejesz?- zapytałem, ponieważ nie miałem pomysłu z czego się tak śmieje.
- Aż tak boisz się deszczu, że poleciałeś stąd do drzwi w niecałe 10 sekund- powiedziała.
- Skąd wiesz, że 10?
- Liczyłam- odpowiedziała i wzruszyła ramionami.
- Dobra, choć tu, bo się przeziębisz- powiedziałem...od kiedy jestem aż tak bardzo troskliwy w stosunku do dziewczyn...
- Jakoś jak zawsze tu siedziałam i padał deszcz to nigdy nie byłam chora, to teraz też nie będę- powiedziała i wstała z murka- Zawsze lubię chodzić na dworze w czasie deszczu, czuć jak kropelki wody kapią na ciebie. Kiedy patrzysz na ludzi, którzy biegną gdzieś się schować. Wtedy jest tak cicho i spokojnie- powiedziała i uniosła głowę do góry.


- Cisza i spokój? Myślałem, że preferujesz hałas i warkot silników. Bierzesz udział w wyścigach i wolisz ciszę i spokój?- zapytałem się jej, ponieważ naprawdę mnie tym zszokowała.
- Widzisz, nie każdy jest kimś na kogo wygląda. Znasz mnie na tyle, na ile sama Ci pozwolę- powiedziała, a mnie zamurowało. Ile musiała przejść, skoro ma takie podejście do życia.
- Taaa, dobra, choć tu- powiedziałem do niej, a ona chwilę się na mnie popatrzyła i pokręciła przecząco głową- Jutro będziesz tego żałować.
Oj, coś czuję, że długo tu pobędziemy pomyślałem. Stałem pod zadaszeniem, a ona cały czas stała w deszczu. Jej ubrania były przemoczone, a o włosach nie wspomnę. Chwilę tak stała, a później znowu skierowała się na murek. Usiadła i wpatrywała się miasto. 
Nie powiem, ta dziewczyna jest jeszcze bardziej tajemnicza niż mi się wydawało na początku. Wtedy, kiedy spotkaliśmy się na wyścigach nie wiedziałem, że to ją będziemy musieli chronić. Dowiedziałem się dopiero o tym jak Dylan kazał nam przyjść do nich. I nie powiem, myślałem, że to będzie dziewczynka, która sama nie umie się bronić a tu takie...BUM. Na początku myślałem, że ona w ogóle nie będzie potrzebowała naszej pomocy, bo do jasnej cholery ona umie się posługiwać bronią! Ale teraz nie jestem co do tego pewny. Dzisiaj pokazała mi trochę innej siebie...prawdziwej siebie. 

             Następny dzień --------> Jasmine POV

11:41. W tym właśnie momencie powinnam mieć...chemię...przynajmniej tak mi się wydaje. A gdzie jestem? Obecnie znajduje się na moim łóżku, przykryta kocem pod sam nos. Dlaczego? Jestem chora. Mam gorączkę i okropny katar. I nie wierzę, ale muszę to przyznać. Luke miał racje, że jutro/dzisiaj będę tego żałować. W każdym razie, nigdy nie powiem mu, że miał rację na głos. Zepchnęłam z siebie kołdrę i mozolnie wstałam z łóżka. Kiedy znajdowałam się w pozycji siedzącej, od razu złapałam się za głowę. Ugh, jak ja nienawidzę być chora, to jest gorsze od kaca. Wyciągnęłam tabletki przeciwbólowe z szafki nocnej i połknęłam je bez użycia wody. Założyłam kapcie i skierowałam się do kuchni. Kiedy już się w niej znajdowałam, wyjęłam talerz. Z chlebaka wyjęłam cztery kromki chleba i włożyłam je do opiekacza [nie wiem jak inaczej nazwać to coś z czego wyskakuje chleb] i włączyłam. Kiedy już wyskoczył, wyjęłam go na talerz i posmarowałam je grubą warstwą Nutelli. Zaparzyłam sobie jeszcze herbatę i z moim super zdrowym śniadaniem poszłam do salonu. Rozsiadłam się w salonie i spróbowałam dosięgnąć pilota od telewizora. Po długich męczarniach udało się. Włączyłam na AXN, a tam akurat leciał najnowszy sezon Teen Wolf'a. Zostawiłam na tym i przykryłam się kocem. Sięgnęłam po talerz z kanapkami i zaczęłam się nimi zajadać.

            1,5 godziny później...

Skończyłam oglądać 10 odcinek trzeciego sezonu The Originals, kiedy usłyszałam dzwonek od drzwi. Na pewno nie jest to Will, bo on ma klucze, także raczej będzie to Zoe. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Nie myliłam się. Przede mną stała Zoe, uśmiechnięta od ucha do ucha. Oj, coś się kroi. 
- Jasmine! Mam super, mega ważną sprawę do ciebie- powiedziała na przywitaniu Zoe.
- Hej Jas, jak się czujesz? Ja, dobrze, nie musiałaś pytać- powiedziałam- I co to za sprawa, że odwiedzasz chorą?- zapytałam się ledwo co nie wybuchając śmiechem.
- Bo mówiłam Ci o tym Calum'ie? No, i tak się złożyło, że jest to ten Calum i dzisiaj w szkole zaproponował, żebyśmy we dwójkę poszli do kina- odpowiedziała i zapiszczała. Szczerze? Spodziewałam się tego. Nie wiem czy do siebie pasują, ale widziałam wczoraj jak on na nią reagował...to było urocze.
- A do mnie przyszłaś w jakiej sprawie?- zapytałam się dziewczynie.
- No jak to w jakiej? Musisz mi pomóc wybrać jakiś oszałamiający strój. Nikt nie ma takiego stylu jak ty!- powiedziała, lecz moim zdaniem było to wykrzyknięte.
- Ugh, okej wchodź- powiedziałam i ruchem ręki zaprosiłam ją do środka.
Poszłyśmy razem do mnie do garderoby, a Zoe zabrała się za szukanie czegoś stosownego na spotkanie z Calum'em, a ja natomiast położyłam się na kanapie, która znajdowała się w pomieszczeniu. Dziewczyna po godzinnym szukaniu jakiś ubrań padła na podłogę i krzyczała, że nie może niczego znaleźć. Z ociężeniem wstałam z sofy i szukałam dla niej ciuchów. Od razu wiedziałam co będzie dla niej pasować, a co nie. Wybrałam dla niej trzy zestawy. Podeszłam do niej i szturchnęłam ją nogą.
- Ty- żadnej reakcji, okej to inaczej- Ty wredna, stara lamo, która leży na mojej brudnej jak bezdomny podłodze, którego tak strasznie się boisz, wstań w tej zasranej chwili, bo znalazłam coś- powiedziałam i od razu poskutkowało.
- Fuuuu, jak dawno jej nie myłaś, że tak powiedziałaś?- zapytała się.
- Myłam ją...wczoraj wieczorem- odpowiedziałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Ty fujarko mała- powiedziała i zabrała ode mnie ciuchy.
Najpierw przymierzyła kremowy sweter, a do niego czarne spodnie. Wyglądała w tym ładnie...ale tylko ładnie. Wyglądała w tym zwyczajnie, a powinna się wyróżniać. Następnie przymierzyła bordowy sweter, a do niego także czarne spodnie. Wyglądała o wiele lepiej niż w tamtym zestawie, ale nie wystarczająco dobrze. Na samym końcu przymierzyła zwykłą czarną sukienkę na cienkich ramiączkach a na to nałożyła błękitny sweter. Na nogi założyła dodatkowo błękitne Superstar'y. Wyglądała nieziemsko.
- Kupuję!- wykrzyknęłam i pociągnęłam ją do toaletki.
- A nie mogę sama już tego zrobić?- zapytała się Zoe.
- Kochana, dziś zdaj się na wróżkę chrzestną Jasmine- powiedziałam, na co ona zachichotała. 
Najpierw zajęłam się włosami. Na początku nie wiedziałam co z nimi zrobić, ale po chwili miałam już całą koncepcję. Rozpuściłam je i rozczesałam. Podłączyłam prostownicę i lokówkę do kontaktu. Kiedy w końcu się nagrzały, najpierw wyprostowałam jej włosy, a następnie leciutko zakręciłam końcówki. Włosy wyglądały niesamowicie, został mi tylko makijaż. Na buzię przyjaciółki nałożyłam odrobinę podkładu, a na policzki nałożyłam różu. Rzęsy pomalowałam czarną maskarą, a na powieki nałożyłam odrobinę brązowego cienia. Postanowiłam odpuścić kreski, żeby całość wyglądała dość delikatnie. Na samym końcu jej usta pomalowałam pomadką w kolorze pudrowego różu. Kiedy skończyłam makijaż, odwróciłam Zoe w stronę lustra. Ta kiedy siebie zobaczyła, zaniemówiła.
- Jas- przerwała- To jest niesamowite, ty jesteś niesamowita- powiedziała i mnie uściskała.
- Spojrzałam na zegarek. 16:57. Ups, trochę nam to zajęło pomyślałam.
- Yhmm, Zoe, na którą byłaś umówiona z Calum'em?- zapytałam się dziewczynie.
- Na 17, a co?
- Jest 16:57- powiedziałam, a ją zamurowało.
- Kuźwa no. On za chwilę tu będzie Jas. Denerwuję się- w momencie, kiedy to wypowiedziała obie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Zoe, twój książę postanowił wcześniej po ciebie przyjść- powiedziałam, a gdy zauważyłam, że dziewczyna nie rusza się z miejsca postanowiłam coś dodać- To ja może pójdę otworzyć drzwi.
Gdy to powiedziałam od razu skierowałam się na dół. I wiecie co, dopiero teraz zauważyłam, że mam na sobie moją piżamkę...w owieczki. No cóż, raz się żyje powiedziałam do siebie w myślach i podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam. Przed sobą ujrzałam azjatę, który zwie się Calum. W prawej ręce trzymał czerwoną różę. Klasycznie pomyślałam.
- Przyjacielskie spotkanie tak?- zapytałam się i podniosłam do góry jedną brew.
- Heeej, Jasmine. Yyyy, jest może Zoe?- zapytał się.
- Jest, ale zanim weźmiesz ją na "przyjacielskie spotkanie"-przy dwóch ostatnich słowach zrobiłam cudzysłów palcami- Musisz coś wiedzieć.
- Co?- zapytał z przerażeniem w oczach.
- Pamiętaj, to moja najlepsza przyjaciółka, szczerze to moja siostra. Także jeśli Ty złamiesz jej serce, ja złamie ci kości, zrozumiałeś?- zapytałam się z powagą, na co on głośno przełknął ślinę.
- Dobra, Jasmine, przestań go straszyć- powiedziała Zoe i zaśmiała się- Hej- przywitała się z Cal'em.
- Hej- uśmiechnął się- Ślicznie wyglądasz- pochwalił ją.
- Dobra dzieciaczki-powiedziałam do nich- Calum, Zoe ma wrócić przed północą, a i pamiętajcie o gumkach!- krzyknęłam, kiedy byli już za drzwiami.
Zamknęłam drzwi i poszłam do garderoby, że się przebrać, przecież nie mogę cały czas siedzieć w piżamie. Wybrałam świeżą bieliznę i wygodne ciuchy. Poszłam do łazienki i ściągnęłam piżamę. Ubrałam bieliznę i ciuchy. Włosy upięłam w luźnego koka i wyszłam z niej. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie kakałko. Nagle po domu rozniósł się dźwięk dzwonka.
- Ja pierdole, kto tym razem?- powiedziałam do siebie.
Mozolnie doszłam do drzwi i je otworzyłam. Ujrzałam przed sobą twarze dobrze znanej mi trójki chłopaków.
- A wy tu czego?- zapytałam się.
- No wiesz, Calum poszedł z Zoe na randkę, a my się nudziliśmy, więc postanowiliśmy przyjść do ciebie na mini imprezkę z mlekiem czekoladowym- powiedział Ashton (tak, umiałam już ich odróżniać).
- A macie swoje mleko?- zapytałam się, bo nie dam im swojego mleka.
- Tak- powiedział Michael i wszyscy się odsunęli. Za nimi znajdowały się dwie palety mlek o smaku czekolady.
- Boże, czy tak właśnie wygląda niebo?- powiedziałam i uniosłam ręce do nieba, na co oni wybuchnęli śmiechem- Dobra, możecie je wnieść.
- A my to co, nasz już nie zaprosisz?- zapytał się z miną szczeniaczka Luke.
- Oj no, dobra wy też możecie- powiedziałam niby od niechcenia i ich wpuściłam. Kilka minut potem znajdowaliśmy się w salonie z kieliszkami pełnymi czekoladowego mleka.
- It's a chocolate milk party. It's a chocolate milk party!- zaśpiewał Ashton.
- Dobra, koniec dobrego. Co robimy?- zapytałam się.
- Nie wiem, może wieczorek filmowy?- zapytał się Michael na co wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami.
- Co oglądamy?- tym razem pytanie zadał Luke, lecz kiedy Ashton miał coś powiedzieć, wyprzedził go- Nie Ashton, nie będziemy oglądać Kucyków Pony.
- To może Naznaczony?- zapytałam się chłopaków.
- Nie, na pewno będziesz potem sikała w majtki. To będzie dla ciebie za straszne- powiedział Michael.
- A zakład, chyba że nie, bo się boisz?- postawiłam przed nim wyzwanie, które wiem, że wygram, bo nie boję się horrorów.
- Stoi, ale ustalmy wygraną. Kiedy ty się przestraszysz się czegoś w trakcie filmu, będziesz musiała wykonać zadanie wymyślone przeze mnie, a kiedy ja to na odwrót. Stoi?
- Oczywiście, że tak- powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
- Dobra, zaczynamy seans- powiedział Ashton i włączył film.

               1 godzinę później...

Film trwa już niecałą godzinę. Ani ja, ani Clifford nie przestraszyliśmy się żadnej z scen. Siedziałam przed Cliffordem i miałam przewagę. Widziałam jak przy niektórych scenach ledwo co wytrzymywał, by nie zakryć oczu, bądź nie pisnąć jak dziewczynka. Wiedziałam kiedy będzie najstraszniejszy moment, bo kilka razy oglądałam ten film z Will'em, który przy okazji strasznie się go bał, ale i tak go ze mną oglądał. Wspomniana scena będzie za około 2 minuty, także muszę wymyślić co zrobić, żeby Clifford zapiszczał jak mała dziewczynka. Popukałam go w ramię, a on zapiszczał. Hmmm, nie było to trudne pomyślałam.
- Ha, wygrałam!- wykrzyczałam to.
- Ale to ty mnie przestraszyłaś, nie film- powiedział, próbując się jakoś bronić.
- Yyyy, Clifford, zakład był odnośnie tego, że kto pierwszy wystraszy się czegokolwiek podczas filmu przegrywa- powiedział Luke podkreślając słowo czegokolwiek i podczas.
- A niech cię diabli wezmą Jas- powiedział pod nosem Michael- Dobra, to co mam zrobić?- zapytał się.
- Wiesz, na przeciwko mojego domu mieszka pięćdziesiąt latka. Jest wdową, bo jej mąż zmarł kilka lat temu i potrzebowałaby trochę rozrywki- powiedziałam do niego chytrze się uśmiechając.
- Okej, przejdź do sedna- popędzał mnie.
- Musisz bez ubrań, zapukać do jej drzwi i coś się spytać, a to co masz się spytać pomogą mi wymyślić chłopacy- powiedziałam i się do nich uśmiechnęłam- Dobra, to który z was chce coś wymyślić?- zapytałam się blondyna i loczka.
- Wiesz, Ashton ma bardzo bujną wyobraźnie. Niech zadziała- powiedział Luke.
- Okej, już mam!- wykrzyknął Ashton i powiedział to na ucho Clifford'owi.
- Nie ma mowy, nie powiem jej tego!- zapierał się Michael.
- Nie masz wyboru stary- powiedział blondyn i poklepał go po plecach- Powodzenia.
- Jest to ostatni zakład w moim życiu- powiedział do siebie czerwonowłosy. Podszedł do drzwi i zdjął z siebie wszystko, dosłownie wszystko. Otworzył drzwi i skierował się w stronę domu z nad przeciwka. Widziałam tylko jak starsza pani mu otworzyła. Stał tam chwilę, a później ta baba goniła go z miotłą w rękach...okej, nie wiem co Ashton wymyślił, ale to musiało być coś niegrzecznego...nawet bardzo.
- Yyyy, Ashton co kazałeś mu powiedzieć?- zapytałam się.
- No wiesz, miał powiedzieć, że podgląda ją co noc, kiedy ona idzie spać i kiedy znajduje się w łazience i miał przyznać, że ona ma niezłe cycki- gdy to powiedział ja z Luke'iem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. No, teraz już wiemy, dlaczego Putt'y go goni...

***
Hejka. Jak tam?
Ja niedawno skończyłam ferie i już drugi dzień chodzę do szkoły i szczerze?
Chcę już wakacje!!!!!!!!!!
Mam dość tej upierdliwej szkoły ;-;
A wy, kiedy macie ferie?
PS. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :D