poniedziałek, 9 maja 2016

Nine

...Wydałam z siebie przeraźliwy pisk. Nie wiedziałam kto to. Od momentu strzału miałam szczelnie zamknięte oczy. Wolałam nie widzieć tego wszystkiego. Kilka sekund potem usłyszałam dobrze zanany mi już głos.
- Cii, spokojnie już wszytko będzie dobrze. Nie bój się księżniczko- powiedział blondyn o nieziemsko pięknych, niebieskich tęczówkach...



Kiedy z Luke'iem zbliżaliśmy się do tylnego wyjścia, usłyszałam zbliżające się kroki. Nie miałam pojęcia kto to mógłby być.
- Yhm Luke, możesz mnie puścić, umiem sama chodzić- powiedziałam do niego.
- Ach, dobra- powiedział i postawił mnie na ziemi.
- A tak w ogóle chłopacy idą za nami prawda?- zapytałam się i po chwili zobaczyłam jak znieruchomiał.
- Ale o czym ty gadasz, przecież oni wyszli z Will'em i Zoe głównymi drzwiami- powiedział poważnie, a ja wiedziałam, że mamy problem.
- Ktoś się do nas zbliża Luke- powiedziałam do niego po chwili.
- Biegnij- powiedział, lecz ja stałam w miejscu- Do cholery jasnej biegnij, Jasmine- tym razem krzyknął na cały głos.
Zrobiłam tak jak mi kazał. Biegłam przed siebie. Słyszałam tylko dźwięki strzelaniny i w tym to momencie postanowiłam wrócić po tego pieprzonego blondyna. Kiedy byłam prawie na miejscu, ujrzałam blond czuprynę. Nie zważając na późniejsze konsekwencje, przytuliłam go z całej siły.
- Ooooo, martwiłaś się o mnie jak słodko- powiedział Luke na co spaliłam buraka.
- Wcale nie, po prostu nie chciałam mieć cię na sumieniu- powiedziałam patrząc wszędzie tak, żeby nie spojrzeć mu w oczy.
- Okej, powiedzmy, że ci wierzę- powiedział przez śmiech.
- Dobra, chodźmy, bo pewnie chłopacy się martwią- gdy to powiedziałam, ruszyłam przed siebie.
Kilka sekund potem Luke dorównał mi kroku i razem kroczyliśmy przez korytarz. Na końcu znajdowały się drzwi, które jak się okazało były zamknięte...tylko idioci by zaplanowali ucieczkę nawet nie sprawdzając, czy drzwi są otwarte. Nie wyobrażam sobie nawet co by było gdyby. Luke przez chwilę nie wiedział co robić i tępo wpatrywał się w drzwi, ja natomiast doskonale wiedziałam co zrobić.
- Luke, odsuń się od tych drzwi- powiedział i cofnęłam się kawałek do tyłu. Kiedy blondyn się cofnął, zaczęłam biec w stronę drzwi. Kiedy byłam na odpowiedniej odległości, skoczyłam i kopnęłam w drzwi. Od razu się otworzyły.
- Wow- powiedział Luke jak zgaduje mocno zdziwiony.
- Jak widać chodzenie na judo się przydało- powiedziałam i wyszłam z budynku.
- Chodź Jas, chłopaki mają czekać na nas niedaleko galerii- powiedział i razem ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie mają na nas czekać.
Po kilku minutach zobaczyliśmy szary Range Rover chłopaków oraz czarny ścigacz Luke'a. Luke kiwnął głową do chłopaków, a ci odpalili samochód. Natomiast ja z Luke'iem wsiedliśmy na jego motor. Nie wiem ile jechał blondas, ale wiem, że jechał najszybciej jak umiał, dlatego musiałam się do niego...um 'przytulić'. Nie powiem, ciepło bijące od niego było niesamowite.
Kilkadziesiąt minut potem znajdowaliśmy się przed moim domem. Widziałam jak chłopaki i Zoe wysiadają z samochodu i kierują się w stronę MOICH drzwi wejściowych...czyli mam rozumieć, że kółko różańcowe odbędzie się dzisiaj u mnie? Okej. Ale niech potem nie narzekają, że jedzenia nie dostaną. Kiedy Luke zsiadł z motoru, kazałam mu zaprowadzić go do garażu, natomiast ja pokierowałam się w stronę drzwi. Kiedy byłam już w środku, ujrzałam jak grupa niedorozwiniętej młodzieży leży rozwalona na kanapie w salonie oraz na podłodze...oczywiście na tej jakże wygodnej powierzchni leżał Clifford i Thompson...naprawdę nie wierzę jacy są głupi.
- Dobra dzieciarnio rozdzielcie się kto śpi w jakim pokoju, a ja idę się kimnąć...za dużo wrażeń na raz- ostanie 'zdanie' wypowiedziałam bardziej do siebie niż do nich.
Kiedy wchodziłam po schodach, usłyszałam jak ktoś, a raczej Luke woła moje imię.
- Czegoś twa dusza chciała ode mnie?- zapytałam się.
- Ym, no wiesz, chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku- powiedział, a ja wiedziałam już, że wyglądam jak idealnie rozwinięty burak.
- Tak, przynajmniej tak myślę- powiedziałam i próbowałam jakoś zasłonić rumieńce włosami, które kaskadami opadały na moje ramiona.
- To dobrze- powiedział, ruszył w stronę salonu i na szczęście nie zauważył, że się zarumieniłam- A i nie zasłaniaj twoich jakże pięknych rumieńców- powiedział i ruszył w stronę trudnej młodzieży. Chuj. Jednak je zauważył.
Kiedy znajdowałam się w pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko. Nie wiem czy wiecie, ale ono jest takie wygodne i wprost błagało mnie o położenie się na nie, a ja taka dobroduszna dziewczyna nie mogłam odmówić. Jednak po kilku...no dobra, kilkudziesięciu minutach leżenie postanowiłam iść się umyć. Wzięłam z garderoby piżamę i skierowałam się w stronę łazienki. Ściągnęłam z siebie dzisiejsze ubranie i weszłam pod prysznic. Namoczyłam swoje ciało, a następnie namydliłam. Kiedy spłukałam powstałą pianę, zaczęłam myć włosy. Nałożyłam na nie mój ulubiony szampon o zapachu magnolii. Kochałam ten aromat. Na samym końcu spłukałam szampon z włosów. Wyszłam z kabiny i szczelnie owinęłam się ręcznikiem. Wytarłam włosy ręcznikiem i zostawiłam je rozpuszczone. Następnie zdjęłam ręcznik i ubrałam piżamę. Na samym końcu zmyłam tę odrobinę makijażu i umyłam zęby. Brudną odzież wrzuciłam do kosza na ciuchy. Kiedy w końcu wszystko było jak należy, skierowałam się w stronę mojego cieplutkiego łóżeczka....dobra łóżka, ale nie ma znaczenia. Ważne, że jest wygodne. Podłączyłam telefon do ładowarki i od razu zrobiłam nura pod kołdrę Dzisiejsze wydarzenia zrobiły swoje i czuje okropne zmęczenie...nie, nie dramatyzuje. Po krótkiej chwili zasnęłam pochłonięta rozmyślaniem nad kolejnym krokiem Peter'a...



 Niech ten ktoś weźmie tą łapę, bo za chwilę nie wytrzymam pomyślałam, kiedy pewna natrętna ręka próbowała mnie obudzić przez szturchanie mnie w ramię.
- Jasmine, wstawaj, musimy się zbierać do szkoły- powiedział mi głos, który znałam, lecz przez zaćmiony umysł nie potrafiłam go rozpoznać.
- Duszo nieczysta, rozkazuje ci natychmiast wziąć ze mnie tę rękę, gdyż nie ręczę za siebie- powiedziałam do osobnika nieokreślonego.
- Daje ci 10 minut i widzę cię na dole, jeżeli nie wezmę pod uwagę ciężką artylerię- powiedział i jak sądzę wyszedł z pokoju.
W końcu, już miałam mu odgryźć rękę powiedziałam sama do siebie. Po kilku minutach byłam już prawie na tej dobrej stronie lecz...ktoś do cholery jasnej musiał złapać mnie za nogę i dosłownie wywalić z łóżka.


Obróciłam się i kogo ujrzałam? Will'a Derek'a Thompson'a znanego inaczej jako mojego głupiego przyjaciela. 
- Bożee, to ty- powiedziałam do niego.
- Tak to ja, wiem że się cieszysz ale za niecałą godzinę zaczyna się szkoła- powiedział i usiadł na obrotowym fotelu.
- Czyli muszę iść?- zapytałam się i zrobiłam maślane oczka w nadziei, że zostawi mnie w spokoju.
- Tak. Także rusz dupsko i wyszykuj się- powiedział i wyszedł.
Leżałam przez chwilę na podłodze, która swoją drogą była bardzo wygodna i po kilku, bądź kilkunastu minutach zaczęłam się podnosić. Przetarłam oczy i wstałam na obie nogi. Wolałam nie zadzierać z Will'em. ponieważ już nie raz mogłam poczuć co robi, kiedy się go nie słucham w dość poważnych sprawach. Bardzo powoli, lecz jednak, poczłapałam się do garderoby w celu wybraniu stroju do nastoletniego koszmaru- szkoły. Po kilku minutach miałam przygotowane na fotelu czarne spodnie z dziurą na kolanie, zwykły biały T-shirt oraz czarną kurtkę [link]. Zdjęłam piżamę i ubrałam czystą, czarną, koronkową bieliznę. Włożyłam ubrania i skierowała się w stronę toaletki. Rozpuściłam włosy i zostawiłam je naturalne, czyli lekko falowane. Zrobiłam kreski eyeliner'em i pomalowałam rzęsy tuszem. Na sam koniec przejechałam lekko różem do polików...no co, raz na jakiś czas można. Spakowałam książki, klucze, telefon i słuchawki do plecaka. Następnie wzięłam fullcap'a i wyszłam z pokoju. Na dole spotkałam Will'a i Zoe. Wrzodów na tyłku (czytaj Luke, Ashton, Calum i Michael) nigdzie nie widziałam. Całe szczęście. 
- O! Jasmine, pośpiesz się, ponieważ za kilka minut musimy wyjeżdżać- powiedziała Zoe.
- Czym jedziemy?- zapytałam się.
- Moim Lamborghini- powiedział Will- Za 3 minuty widzę cię w nim- powiedział i wyszedł z domu.
- K- powiedziałam i poszłam do kuchni po jabłko...no co, coś muszę zjeść a jestem za leniwa rano, żeby zrobić coś pożywniejszego. Nie żeby jabłko nie było zdrowe...
Kiedy już je zjadłam, poszłam ubrać buty i od razu wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę białego Lamborghini Will'a. Kiedy już wsiadłam, chłopak odpalił i razem pojechaliśmy w stronę szkoły. Po drodze Zoe włączyła radio i co leciało? '7 Years' Lukas'a Graham'a. Razem z Zoe zaczęłyśmy ją śpiewać. Była ona jedną a naszych ulubionych piosenek oraz jedna z wielu, którą znałyśmy na pamięć. Nie obejrzeliśmy się nawet, kiedy to byliśmy przed szkołą, lecz my nadal ją śpiewałyśmy i nie wiem czemu, czułam wzrok wszystkich uczniów na samochodzie Will'a, czyli krótko mówiąc na nas. Kiedy w końcu przestałyśmy się drzeć, wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę głównych drzwi. Wtedy właśnie zauważyłam Luke'a i Calum'a. Tak jak reszta patrzyli się w naszą stronę. 
- O co wam chodzi?- zapytałam się.
- Ale co?- powiedział Will, tak jakby nie wiedział, dekiel jeden.
- Każdy- popatrzyłam na chłopaków- bez wyjątku się na nas gapi deklu i się pytam dlaczego?
- No wiesz, może dlatego, iż było słychać wasze głosy, a najbardziej twój- zwrócił się do mnie Luke- jak śpiewałyście i swoją drogą pewnie wam zazdroszczą, bo macie nieziemskie głosy, a najbardziej ty- ponownie zwrócił się do mnie
- Kur...de felek- powiedziałam, a tamci popatrzyli się na mnie jak na kosmitę- No co? Próbuje zminimalizować mój użytek przekleństw do przynajmniej 70%.
- No no, po tobie Momsen, bym się tego nie spodziewał- powiedział przez śmiech Will.
- Widzisz, jednak umiem zaskoczyć człowieka- powiedziałam, w między czasie wymachując teatralnie rękoma.
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez kilka...może kilkadziesiąt minut, aż zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do szkoły, gdzie musieliśmy się rozdzielić. Razem z Zoe skierowałyśmy się w stronę sali od WOS'u. Akurat kiedy byłyśmy przy sali, ostatnie osoby z naszej grupy zaczęły wchodzić do środka. Obie usiadłyśmy na tyłach klasy tuż przy oknie. Wyciągnęłyśmy zeszyty, a po tym mogliśmy robić co tylko chcemy. Pan Stephen to starszy gościu, który na lekcji pozwala nam robić co tylko chcemy, a on w tym czasie rozmawia z babkami w jego wieku przez jeden z tych internetowych portali randkowych. Jest on jednym z najporządniejszych [moim zdaniem oczywiście] nauczycieli w naszej szkole. Gościu, który nas uczy wychowania fizycznego jest także jednym z nielicznych nauczycieli, których na prawdę lubię. Trener zawsze jest zajęty bardziej nauczycielką, która prowadzi w tym samym czasie trening cheerleaderek niż nami, dzięki czemu możemy robić co chcemy. Oczywiście większość dziewczyn siedzi na ławkach i nic nie robi poza gapieniem się na tyłki chłopaków. Jedynie ja z Zoe jesteśmy odludkami i woli grać z chłopakami w nogę aniżeli siedzieć na tych okropnie niewygodnych ławkach. 
Zaczęłyśmy grać z West w kółko i krzyżyk [tak wiem jesteśmy oryginalne], kiedy nagle rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Powoli każdy zaczął wychodzić z sali. Po kilku minutach byłyśmy już spakowane i wyszłyśmy z sali żegnając pana Stephen'a. Obie skierowałyśmy się w stronę szafek. Kiedy byłyśmy już przy nich, wpisałam odpowiedni kod i ją otworzyłam. Schowałam książki i wyciągnęłam z niej portfel, słuchawki i mój szkicownik z ołówkiem. Od małego uwielbiałam rysować, zresztą teraz także nie wyobrażam sobie życia bez tego. Kiedy już obie wyciągnęłyśmy swoje rzeczy, wspólnie skierowałyśmy się w stronę stołówki. Tak jak zwykle przeszliśmy przez pomieszczenie zwane stołówką i wyszliśmy wielkimi szklanymi drzwiami na zewnątrz, gdzie również stało kilka stolików. Przy jednym z nich siedział Will z przybłędami, czytaj Luke'iem i Cal'em. Wspólnie skierowałyśmy się w stronę chłopaków. Zoe usiadła obok Calum'a, ja natomiast pomiędzy nią i Will'em. 
- Siema młoda- powiedział Will z uśmieszkiem na jego jakże ślicznej buzi [czujecie ten sarkazm co nie? oh oczywiście, że tak].
- To, że jestem od ciebie młodsza o kilka miesięcy nie upoważnia cię do mówienia tak na mnie- powiedziałam oburzona. 
- Oj upoważnia, upoważnia- powiedział kładąc swoją rękę na moje ramię. 
- Weź te brudne łapska ode mnie- powiedziałam strzepując jego rękę.
- Nie tak brutalnie Jas, jeszcze coś mu zrobisz- powiedział Hemmings.
- Oj, o mnie to się nie martw Robert. Mam czarny pas w karate- powiedział, dumnie wypinając pierś w stronę Luke'a.
- To prawda?- zapytał się Luke.
- Tak, niestety to prawda ten frajer zdobył go rok temu i teraz chwali się tym, kiedy tylko wlezie- powiedziała Zoe, która przemieściła się trochę bliżej Calum'a niż wcześniej usiadła.
- Wróć- powiedziałam- Karateko, jak nazwałeś niedawno Luke'a?
- Robert- odpowiedział Will.
- Skąd wytrzasnąłeś to imię?- zapytałam się zdezorientowana.
- Oj no wiesz, przetrząsnąłem cały internet w poszukiwaniu jakiś informacji o Luke'u. Dowiedziałem się między innymi, że urodził się 16 lipca 1996 roku. Ma dwóch braci - Ben'a i Jack'a. Jego mama ma na imię Liz. Posiada psa, który wabi się Molly i-  Calum nie pozwolił mu dokończyć.
- Boże, gościu, po co ci to?- zapytał.
- A no wiesz, musiałem się trochę o was dowiedzieć, kiedy tak nagle wkroczyliście do naszego "życia"- mówiąc ostatnie słowo Will zrobił niewidzialny cudzysłów.
- I to wszystko pamiętasz?
- Oczywiście, wiem prawie wszytko o waszej czwórce. Mówię prawie, ponieważ nie jestem zdolny, żeby wszystko mieć w głowie, na przykład twoje pełne imię to- dobra, tym razem to ja mu przeszkodziłam, bo wiedziałam, że jak zacznie to nigdy nie przestanie.
- Dobra, nie musisz mu udowadniać. A wracając do mojego pytania...co ma wspólnego imię Robert z Hemmings'em?- zapytałam się...po raz drugi.
- Aaa! To jest jego drugie imię. Luke Robert Hemmings.
I w tym jakże wspaniałym momencie zaczęłam śmiać się na cały głos, bo proszę was, Robert? Nigdy takim imieniem nie skrzywdziłam bym swojego syna.
- To nie jest śmieszne, dobra?- powiedział wkurzony Lucas.
- Oj, nie złość się Robercie- powiedziałam i dziwnym trafem wywaliłam się na trawnik.
- I co, warto było?- powiedział przez śmiech Luke.
- Tak, a teraz was przepraszam, ale idę po jedzonko, bo jestem strasznie głodna- powiedziałam i z gracją, jeżeli tak można było to nazwać, odeszłam w stronę kas.
W naszej stołówce jedzenie, trzeba przyznać, nie było takie złe. Kiedy się unikało wegańskich wtorków, to można było zjeść na prawdę dobre drugie śniadanie. Wybór był wieloraki, poczynając od zwykłych kanapek bądź owoców, a zakończając na moim i Will'a ulubionym daniu, czyli pizza. Zawsze pani Dolores zostawiała mi 4 kawałki tego boskiego jedzenia. Zawsze, ale to zawsze nasza kochana karateka zabiera mi jeden kawałek, a kiedy próbuje dorwać drugi, dostaje po łapach. Jest to tak jakby nasza mała tradycja.
Kiedy kupiłam pizze i coś do popicia, skierowałam się z powrotem do stolika, gdzie siedziały przymuły. Usiadłam na moim poprzednim miejscu i nagle coś przykuło moją uwagę. Lucas trzymał w dłoniach mój szkicownik. Od razu się poderwałam i wyrwałam mu go. Niestety kilka stron się wyrwało. Wstałam i byłam pewna, że za chwilę wyjdę z siebie.
- Jasmine, co się stało? To tylko jakiś zeszyt- powiedział Luke.
- Po pierwsze: jakim prawem tykasz moje rzeczy bez mojego pozwolenia? Po drugie: to nie "jakiś tam zwykły zeszyt" to mój drogi jest pamiętnik na mój własny sposób. Po trzecie: nikt. Powtarzam NIKT nie ma prawa go tykać, oprócz mnie- powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Wyciągnęłam telefon i napisałam SMS'a do Will'a, że jeżeli chce to może zjeść moją pizze.

        Od: Karateka
               "jesteś pewna, że nie przyjść do ciebie?"
        Do: Karateka
               "Jadę do swojego miejsca. Nie przyjeżdżaj, poradzę sobie. Powiedz nauczycielom, że się źle poczułam lub coś w tym stylu i pojechałam do domu"
        Od: Karateka
               "jak pani sobie życzy"
               "ps. nie gniewaj się na Luke'a. nie wiedział, że tylko ty możesz dotykać swój szkicownik"
        Do: Karateka
               "Spokojnie. Nie gniewam się, ale po prostu muszę ochłonąć po tym wszystkim"

Po tym wszystkim skierowałam się w stronę szafek i wyjęłam wszystko co było mi niezbędne. Kiedy już miałam przy sobie wszystko co niezbędne, wyszłam z budynku i poszłam w stronę samochodu. Gdy wsiadałam, widziałam przymuły gapiące się jak odjeżdżam. Nie to, że jestem wściekła na Luke'a...no może trochę, ale nie o to chodzi. Po prostu chcę chwili wytchnienia. Za dużo naraz. Nic nie mówiłam, ale na stołówce dostałam dziwną wiadomość...

***
Witom...a raczej witamy Was po tak długiej...no dobra dość długiej przerwie. 
Jak byście jeszcze nie zauważyły, doszedł nowy autor. Powitajcie...
*bębny proszę*
...awakenedworlds
Niestety ostatnimi czasy nie miałam weny...lecz ona mi pomogła. Także podziękujcie bardziej jej niż mi za ten rozdział.
A teraz takie małe pytanko. Chcecie, żeby Jasmine miała pewien problem, dzięki czemu rozdział byłby z perspektywy Luke'a, czy nie?
Czekam na wasze odpowiedzi xx
Buźki wasza i_ness_24 oraz awakenedworlds xoxo






czwartek, 10 marca 2016

Zawieszam

Hejoo
Witam was a zarazem żegnam. Na razie nie mam czasu by pisać rozdziały, a na dodatek dzieje się coś z moim laptopem a na telefonie nie mogę zainstalować bloggera.
Nie wiem na jak długo zostanie on zawieszony, ale myślę iż będą to dwa, maksymalnie cztery tygodnie.
Buziaczki i_ness_24

sobota, 27 lutego 2016

Eight

...Chwyciłam deskorolkę i otworzyłam bramę. Kiedy znajdowałam się już poza nią zamknęłam ją, a kluczę schowałam do kieszeni kurtki. Wyciągnęłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Odblokowałam telefon i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę, wypadło na Fall Out Boy- Centuries.
Miałam jeszcze 16 minut, na spokojnie zdążę...

Kurwa, kurwa, kurwa, nie zdążę. Zostały mi dwie minuty, a z kilometr do pokonania, na dodatek przede mną rozciąga się ogromny korek. Czemu myślałam, że jechanie główną drogą będzie dobrym pomysłem? Przecież tutaj zawsze się coś zdarzy. Nie mając wyboru, wzięłam deskorolkę i jechałam na szagę. Nie przejmowałam się już tymi wszystkimi ludźmi i samochodami, które na mnie trąbiły. Musiałam dotrzeć przynajmniej ten jeden raz na czas. Kiedy ominęło mnie już najgorsze, byłam bardziej spokojna. Kilka sekund potem wjeżdżałam już do parku. Mijałam wiele różnych osób. Pary, które nie widziały nic poza sobą. Staruszków, którzy gawędzili lub spacerowali. Widziałam jak matki z dziećmi spacerują za rączkę. Nigdy nie wiedziałam jak to jest, ponieważ ja z mamą tak nie chodziłam. Po prostu nie miała na to czasu. Najbardziej pamiętam te chwile, kiedy Dylan zabierał mnie na plac zabaw. Wtedy niczym się nie przejmowaliśmy. Nie widzieliśmy niczego złego w tym świecie. Zawsze na placu albo biegaliśmy, albo bawiliśmy się w chowanego z innymi dzieciakami. 
Nie obejrzałam się nawet kiedy znalazłam się przy 'naszej' ławce. Zawsze się tu spotykaliśmy. Zauważyłam Will'a, który siedział na bmx i Zoe, która zawzięcie z nim dyskutowała. Nie zauważyłam nawet, kiedy tak bardzo się rozpędziłam...aż tak szybko, że gdy natrafiłam na mały ubytek w powierzchni, runęłam jak długa na chodnik, z 7 metrów dalej niż znajdowała się deskorolka. Nie powiem, że nie bolało, bo bolało jak cholera. Chwilę później usłyszałam śmiechy przyjaciół.
- Aż tak bardzo was to śmieszy?- zapytałam się i po kilku sekundach podniosłam swój tyłek z chodnika.
- No wiesz, nie często widzi się takie upadki, zwłaszcza z tobą w roli głównej- powiedział przez śmiech idiota zwany także Will'em.
- Zamknij się Will- powiedziałam do niego, kiedy już wstałam- Dobra, może lepiej jak już pójdziemy do tego skateparku- powiedziałam i wspólnie udaliśmy się w stronę parku.
Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Na rampach na szczęście nikogo nie było, więc było więcej miejsca dla nas. Will od razu zaczął robić jakieś niezrozumiałe dla mnie triki na bmx'ie. Ja natomiast postanowiłam odpocząć, gdyż strasznie bolał mnie tyłek. Razem z Zoe usiadłyśmy na brzegu jednej z ramp.
- Właśnie Zoe! Jak było wczoraj?- zapytałam się gdyż przypomniało mi się, że wczoraj spotkała się z Calum'em.
- No wiesz...było idealnie. Najpierw wybraliśmy się do kina i tak nic takiego nie było wspaniałego, ale po seansie poszliśmy na spacer i tam na spokojnie porozmawialiśmy. I wiesz co? Chyba go lubię- ostatnie zdanie powiedziała szeptem. Ja natomiast przytuliłam dziewczynę i pogratulowałam jej...nawet nie wiem czego. W pewnej chwili zauważyliśmy grupkę chłopaków zbliżających się do nas. Dwóch z nich było na bmx'ie, a reszta z nich na deskorolkach. Chwilę później usłyszałam zaczepkę w moją stronę.
- Ej ty! Siedzisz obok pomimo swojej deskorolki? Och, pewnie nie chcesz sobie paznokcia złamać co?- zapytał przez śmiech brunet.
- Co? Ja? No ci się śni. Na 100% jestem lepsza od was razem wziętych- powiedziałam do nich, a ci zaczęli się niepohamowanie śmiać.
- Chyba ci się coś w główce poprzewracało dziwko!- krzyknął ten sam palant, a we mnie na ostanie słowo podniosło się ciśnienie. Tak chcą się bawić? Okej.
- Tak? To patrz- powiedziałam i wstałam z murku. Położyłam deskorolkę na ziemi i odepchnęłam się od ziemi.
Zrobiłam kilka fronsid'ów, dwa hardflip'y, a że w skateparku znajdowało się też kilka rurek zrobiłam parę lipslid'ów i bluntslid'ów.


Na zakończenie przedstawiłam im invard heeelflip'a. Widziałam, jak kopara im opadła z wrażenia. Kiedy już wiedziałam, że skończyłam mój mały występ podjechałam do bruneta i dowaliłam mu z prawego sierpowego.
- Zapamiętaj, nikt pod żadnym pozorem nie może nazywać mnie dziwką. Nie zasługuję na to jakże dostojne miano- powiedziałam i odjechałam do przyjaciół.
- Ale mu przywaliłaś, mała- powiedział Will i przytulił mnie.
- Will, rozmawialiśmy już o tym. Mała jest twoja pała, a to że jestem od ciebie niższa nie oznacza, że możesz mnie tak nazywać...za to Zoe się na pewno nie obrazi- ostatnie zdanie dopowiedziałam na ostatnim tchu.
- Ej! Jas, nie pozwalaj sobie, jestem wyższa od ciebie- powiedziała wytykając język w moją stronę.
- Oj tam, to taki mały szczególik- powiedziałam ze śmiechem.
- Dobra, moje gurls, co powiecie o tym, żeby pójść do galerii, a potem na pizze- zapytał się Will.
- No nie wiem, musisz mieć jakiś bardzo, bardzo dobry argument- powiedziałam, wstrzymując śmiech.
- Postawię ci największą pizze w naszym ulubionym miejscu- powiedział od razu.
- TĄ MEGA XXXXXL?!- krzyknęłam.
- Tak tą- powiedział z głupim uśmieszkiem.
- W takim razie wio do tej galerii- powiedziałam i byłam już w drodze do galerii.
Kilka minut później znajdowałam się przed ogromną galerią. Kiedy się odwróciłam nigdzie nie mogłam znaleźć przyjaciół...no cóż trooooszkę przyśpieszyłam w trakcie jechania. No ale to nie moja wina, że ta dwójka jest taka wolna. Kiedy wiedziałam, że trochę potrwa to za nim oni tu przybędą, postanowiłam usiąść na pobliskim murku. Wzięłam telefon i zaczęłam grać w moje ulubione pianinko...kiedy właśnie pobijałam mój rekord w jednej z piosenek ktoś zabrał mi telefon. 
- No serio, ludzie!- wykrzyknęłam i wyrzuciłam ręce do góry- Właśnie pobijałam mój życiowy rekord, a tu co? Chuj, bo ktoś do cholery musiał zabrać mi MÓJ telefon- powiedziałam i podkreśliłam 'mój'.
- Spokojnie Aladyn. Musiałem cię jakoś oderwać od tej gry, bo stoimy tu z Zoe od jakiś 3 minut. Na dodatek cały czas trącałem cię palcem!- powiedział do mnie z oburzeniem Will.
- Nooo dobra, może jednak jestem odrobinę uzależniona od tej gry- odparłam z niechęcią.
- Zizi, nagrałaś to?- spytał się Will Zoe.
- Debilu, nie nazywaj mnie tak! I nie, po cholerę miałabym to nagrywać?- krzyknęła dziewczyna na przyjaciela.
- Dobra, nie było tematu. A teraz do jasnej ciasnej możemy już wejść do środka?- zapytał się niebiesko włosy i ręką wskazał na główne drzwi.
- Dobra, im szybciej tam wejdziemy, tym szybciej stamtąd wyjdziemy- powiedziałam i wspólnie ruszyliśmy do środka. 
Will zostawił bmx przed wejściem natomiast, natomiast ja swoją deskorolkę wzięłam ze sobą. Kiedy znajdowaliśmy się już w środku, tego gigantycznego obiektu Will od razu zaciągnął nas do Bluberry. Szczerze? Nigdy nie widziałam sensu w robieniu tam zakupów. Zresztą...Will jak dotąd nigdy nic tam nie kupił, także nie wiem na co on liczy.
Po półgodzinnym przymierzaniu przez Will'a ciuchów w Bluberry w końcu wyszliśmy...ale tylko dla tego, ponieważ jak to on ujął "W tym sklepie nie ma niczego co by podkreślało mój seksowny tyłek". I powiem jedno...nie zamierzam komentować głupoty mojego jakże mądrego przyjaciela, bo nie miałoby się czego komentować. Następnym sklepem jaki odwiedziliśmy była Chanel. Był to chyba jeden z niewielu sklepów, do których nie chciał wchodzić Will. No, ale cóż nie miał wyboru. Zoe i ja zawsze musimy wycierpieć swoje. Skoro my to i on też. U Chanel ja kupiłam pomarańczowy, dresowy komplet, natomiast Zoe sukienkę w czerwono-czarną kratę i czarny sweter. Kiedy w końcu wyszliśmy z tego sklepu widziałam ulgę wymalowana Will'owi na twarzy. Byliśmy jeszcze w wielu sklepach, takich jak Primark, Adidas czy Forever21. Po pięciu godzinach męczarni zadanych przez Will'a, w końcu mogliśmy iść coś zjeść...a mówiąc 'coś' mam na myśli oczywiście obiecaną mi już pizze XXXXXL. Nie żebym żyła tylko tym. No dobra może trochę. Wspólnie skierowaliśmy się w stronę naszej ulubionej pizzerii. Weszliśmy do dużego pomieszczenia i usiedliśmy przy oknie.
- Dobra dziewczynki, jakie chcecie pizze?- zapytał się Will, na co ja skarciłam go wzrokiem, bo HELOŁ?! Ten pacan obiecał mi XXXXXL i jeszcze mi się pyta jaką- Okej, Aladyn pamiętam, to było pytanie retoryczne- dokończył na co się triumfalnie uśmiechnęłam.
- Masz szcz...- chciałam dokończyć, lecz dotarło do mnie, jak przed chwilą mnie nazwał- Ty tępy głupku, niedorozwinięty bachorze jebany, przestań tak do mnie mówić!- krzyknęłam i chwilę później ujrzałam go szczerzącego się do mnie z końca sali...idiota.
Kiedy chłopak stał w kolejce, ja zaczęłam rozmowę w Zoe. Gadałyśmy na przeróżne tematy, poczynając od nowych perfum Beyonce, kończąc na najnowszym odcinku Pretty Little Liars i Teen Wolf'a. W pewnym momencie zauważyłam jak dziewczyna stała się aż za nadto zdenerwowana.
- Zoe, coś się stało?- zapytałam się.
- N-nie, t-to znaczy t-tak- powiedziała drżącym głosem i już wiedziałam, że nie jest to żadna błahostka.
- Spokojnie, wdech i wydech- zrobiła tak jak jej powiedziałam- Okej, a teraz powiedz o co chodzi.
- Widzisz tamtego faceta w czerni z okularami przeciwsłonecznymi?- zapytałam się, a ja na chwilę się odwróciłam. Prawda, kilka miejsc od nas siedział mężczyzna ubrany na czarno. Tylko trochę dziwne było to, iż miał on na nosie okulary przeciwsłoneczne, chodź znajdował się w budynku.
- Tak, a co?- zapytałam się dziewczynie.
- Cały czas się patrzy w naszą stronę- już chciałam się zapytać skąd to wie, ale mnie wyprzedziła- Pomimo tego, że te szkła są ciemne, to oczy w nich można zauważyć pod pewnym kątem, a ja znalazłam ten kąt i widziałam na czym zawiesił wzrok. To my.
- No dobra, ale przecież każdy ma prawo do- nie dokończyłam, bo dziewczyna znając dalszą część wypowiedzi odpowiedziała na nie.
- Ma w kieszeni od kurtki broń- powiedziała na jednym wdechu.
- Zauważyłaś może jaki?- zapytałam się, bo to dało by nam odrobinę przewagi.
- Prawdopodobnie ASG GG M97F, mała pojemność magazynku, lecz z tego co zauważyłam prawdopodobnie kolejne dwa trzyma w kieszeni od marynarki- powiedziała to tak, jakby się tego uczyła na pamięć. Zoe od zawsze była dobrą obserwatorką, potrafiła doszukać się wielu mało istotnym dla oka szczegółów.
- Cholera, mamy problem i to nie aż taki mały- powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.
- Wiem o tym, masz broń przy sobie?- zapytała się, a ja sobie coś uświadomiłam.
- Kuźwa, kuźwa, kuźwa- powiedziałam ciągnąc włosy- Leży w środku jednej z szuflad komody, zapomniałam ją wziąć. Kiedy to wypowiedziałam, Will dosiadł się do naszego stolika.
- Ale co zapomniałaś wziąć?- zapytał się nieco zdezorientowany Will.
- Broni- powiedziałam do niego ciszej.
- Ale po co ci ona?
- Gości kilka miejsc od nas, ten który ma okulary przeciwsłoneczne i jest cały na czarno posiada broń w kieszeni- powiedziałam.
- Ale- chciał coś powiedzieć, lecz się wtrąciłam.
- I się na nas cały czas gapi- wtedy mina Will'a wyrażała wszystko. Zdenerwowanie, bezradność, strach i zdeterminowanie.
- Wiem, mam numer Calum'a, niech przyjadą do nas chłopacy z bronią- powiedziała i sięgała telefon- Dobra, mam. Jasmine, idź do toalety i zadzwoń do chłopaków. My z Will'em będziemy go obserwować.
Wzięłam od brunetki telefon i skierowałam się w stronę toalet. Otworzyłam drzwi i weszłam do jednej z "kabin". Odblokowałam telefon przyjaciółki i wybrałam numer Azjaty.
Pierwszy sygnał...drugi sygnał...trzeci sygnał...czwarty sygnał...
- Hej Zoe- powiedziałam radosny Calum.
- Hej, tu Jasmine, nie Zoe. powiedz chłopakom, że mamy problem- powiedziałam do chłopaka.
- Co? Ale jaki?- zapytał się- Debile, Jas dzwoni mają jakieś problemy!- usłyszałam jak ich wołał- Jas, dam cię na głośnik, żeby oni też cię słyszeli.
- Okej. Jesteśmy w tej galerii blisko parku, dokładniej w pizzerii. Kilka miejsc od nas siedzi mężczyzna, około 27-35 lat. Ubrany cały na czarno, oraz mający okulary przeciwsłoneczne. Cały czas nas obserwuje- powiedziałam do nich.
- Okej, no i co, każdy może was- nie dokończył Clifford, ponieważ mu przerwałam, gdyż wiedziałam o co chciał się dokładniej zapytać.
- Ma przy sobie broń i dwa dodatkowe magazynki.
- Kurwa, Calum, zabieraj broń i kilka magazynków. Clifford idź odpalić Audi R7, a ty Ashton spróbuj włamać się do kamer w tej pizzerii i ogólnie w tej całej galerii- powiedział Luke.
- A my co mamy robić?- zapytałam się chłopakowi, gdyż wiedziałam, że tamtych już nie ma.
- Spróbujcie być jak najdłużej być w miejscu, gdzie jest dużo ludzi, świadków. Będziemy tam za jakieś 15 minut, w najgorszym wypadku za 25- powiedział blondyn.
- Okej, a jak gdyby nas zaatakował nawet przy świadkach?- zapytałam się.
- No, ale przecież masz broń, prawda?- również zapytał się.
- Nooo wiesz, z tym jest mały problem, gdyż zostawiłam broń w domu. Po prostu zapomniałam jej wyjąć- powiedział najszybciej jak tylko mogłam.
- Co kurwa!- krzyknął- Będziemy za max. 10 minut- powiedział i rozłączył się.
- Świetnie- powiedziałam pod nosem.
Wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę kasy.
- Przepraszam, tą dużą pizzę XXXXXL, proszę podać temu panu ubranego na czarno i w okularach przeciwsłonecznych- powiedziałam do sprzedawczyni na co ona pokiwała twierdząco głową.
Chwilę później usiadłam przy stolika, gdzie czekali na mnie przyjaciele. Widziałam ich zdenerwowanie. Szczerze? Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak stresowałam. Odkąd ON wyszedł z więzienia chodzę bardziej zdenerwowana i zestresowana. Czuję jakby ktoś mnie obserwował. Czasami mam już tego dość. Za dużo emocji naraz. Nagle moje rozmyślenia przerwał głos Zoe.
- I co?- zapytała się, a ja oddałam jej telefon.
- Będą za około 10 minut, a my mamy jak najdłużej pozostać tam, gdzie jest dużo ludzi- powiedziałam, tłumacząc im co kazali, a raczej co Luke kazał nam robić.
- Okej- powiedzieli równo Will z Zoe.
Siedzieliśmy i czekaliśmy na chłopaków już 5 minut, lecz ciągnęło się to jak kilka godzin. Nagle Zoe znieruchomiała. Obróciłam się i spojrzałam na faceta, który nas cały czas obchodzi. Powoli się zbierał z miejsca. Nie powiem, że mnie to nie obchodziło, gdyż na te kilkadziesiąt sekund zmroziło mi krew w żyłach, a w głowie pojawiało się tysiące pytań A co jeśli chłopacy nie zdąrzą? Co z nami wtedy będzie? A co jeżeli on za chwile do nas podejdzie i strzeli nam kulką w łeb? Nagle usłyszeliśmy strzał z pistoletu, a ja miałam już w głowie ułożone wszystkie możliwe czarne scenariusze. Lecz po chwili poczułam duże i silne dłonie oplatające mnie w talii. Ten ktoś niósł mnie w stylu panny młodej. Wydałam z siebie przeraźliwy pisk. Nie wiedziałam kto to. Od momentu strzału miałam szczelnie zamknięte oczy. Wolałam nie widzieć tego wszystkiego. Kilka sekund potem usłyszałam dobrze zanany mi już głos.
- Cii, spokojnie już, wszytko będzie dobrze. Nie bój się księżniczko- powiedział blondyn o nieziemsko pięknych, niebieskich tęczówkach...

***
Boże! Naprawdę przepraszam Was o tak mocne opóźnienie, lecz przez ten tydzień nie miałam okazji, żeby przysiąść do laptopa...przede wszystkim go włączyć ale ciii...i napisać do końca ten rozdział. Wiedźcie, lecz że zarywam pół nocy by go dokończyć...no ale cóż.
Także szczerze Was wszystkich przepraszam...jeszcze raz.


Z pozdrowieniami dla wszystkich czytających i komentujących
i_ness_24 xxx 

Uwaga!
Poinformuję Was jeszcze, że najprawdopodobniej następny rozdział nie pojawi się w następnym tygodni tylko za dwa [czyli okolice 7-10.03.2016]



niedziela, 14 lutego 2016

Seven

...- Yyyy, Ashton, co kazałeś mu powiedzieć?- zapytałam się.
- No wiesz, miał powiedzieć, że podgląda ją co noc, kiedy ona idzie spać i kiedy znajduje się w łazience i miał przyznać, że ona ma niezłe cycki- gdy to powiedział ja z Luke'iem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. No, teraz już wiemy, dlaczego Putt'y go goni...

Godzinę temu, do mojego domu zawitał Clifford...który nie miał niczego na sobie. Wszedł do środka, zabrał swoje ciuchy i poszedł do łazienki się przebrać. Kiedy wrócił, usiadł na sofie w salonie i nic nie mówił. Tak jest do teraz. Nawet słowem się nie odezwał. No ale cóż, mógł się nie zakładać.

           2 godziny później...

Okej, mam dość. Czerwonowłosy siedzi na sofie i patrzy się w ścianę już trzecią godzinę. Zaczyna robić się to niepokojące. Kiedy my (czytaj ja, Luke i Ashton) oglądaliśmy Szybkich i Wściekłych 7 on siedział i tylko gapił się w ekran. Przepraszam bardzo, ale ja mam już tego dość. Wstałam z kanapy i stanęłam przed ekranem telewizora zasłaniając ekran.
- Do jasnej cholery, Clifford, ogarnij się, bo to chyba wy mieliście mnie mieć na oku, a nie ja was. A teraz siedzisz na tej zasranej i cholernie wygodnej kanapie i jest obrażony na cały boski świat. Przypomnę Ci tylko, że to ty się się zgodziłeś na taki układ- przypomniałam mu, a ten westchnął- Przytulas?- zapytałam się mu wyciągając przed siebie ręce.
- Oj, tam. Przytulas!- wykrzyknął i pobiegł w moją stronę. Przytulił mnie chyba najmocniej jak tylko mógł.


- Mike, dusisz mnie, puść- powiedziałam do niego.
- Nie, nie puszczę- powiedział.
- Zbiorowy przytulas!- krzyknął Ashton z Luke'iem i rzucili się w naszą stronę tak, że razem spadliśmy na podłogę. Po kilku sekundach wszyscy wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Dobra, koniec śmiechów. Jest 23, a ja chce spać- powiedziałam i poszłam w stronę schodów.
- A my?- zapytał się Luke.
- Mam wiele dodatkowych pokoi, podzielcie się- powiedziałam i skierowałam się w stronę pokoju.
Weszłam do swojego i rzuciłam telefon na łóżko. Z garderoby wzięłam za dużą na mnie koszulkę i majtki. Kiedy już wszystko miałam, ruszyłam do łazienki. Zamknęłam drzwi za sobą i położyłam piżamę na blacie. Zdjęłam dzisiejsze ciuchy i włożyłam do kosza z rzeczami do prania. Włosy spięłam w luźnego koczka i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i cała się obmyłam. Następnie dokładnie namydliłam całe ciało, a powstałą pianę spłukałam. Wzięłam jeden z ręczników i wytarłam się. Założyłam bieliznę i koszulkę. Podeszłam do lustra i opłukałam całą twarz wodą. Na samym końcu umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Zgasiłam światło w łazience i całą długością walnęłam się na łóżko. Chwilę zajęło mi poszukanie telefonu, lecz kiedy go już znalazłam zauważyłam wiadomość od Zoe. Napisała, że nie przyjdzie już do mnie dzisiaj. Zignorowałam to, ponieważ byłam już cholernie zmęczona. Mozolnie wstałam z łóżka i zgasiłam światło. Otworzyłam okno, żeby nie udusić się w nocy i położyłam się spać.

Szłam parkiem. Była kompletna ciemność. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że  w pewnym momencie usłyszałam kroki za mną. Przyśpieszyłam, nie można było nawet tego nazwać chodem. Biegłam, najnormalniej w świecie biegłam. W pewnym momencie usłyszałam strzał, a następnie wielki ból w klatce piersiowej...

Obudziłam się cała zalana potem, już dawno nie śniły mi się takie sny. Sięgnęłam ręką po telefon w celu sprawdzenia godziny. 9:03. I w tym właśnie momencie wiedziałam, że już nie zasnę. Ubrałam moje kapcie i wyszłam z pokoju. Skierowałam się do pokoi, w których mieli spać chłopacy. W pierwszym Ashton spał na pograniczu łóżka, tak że niedługo z niego spadnie. W drugim spał Michael, który spał w samych bokserkach. Skąd to wiem? Stąd, że jego kołdra leżała na ziemi. W ostatnim pokoju spał Luke. Spał na brzuchu z rękami pod poduszką. Nie chcąc go budzić powoli wyszłam z jego/mojego pokoju. Zeszłam po schodach i od razu skierowałam się w stronę kuchni. Postanowiłam zrobić dla nas śniadanie. Nie mogąc się zdecydować co zrobić, wybrałam, jak dla mnie najprostsze naleśniki.
Kilkadziesiąt minut później na stole leżał stos naleśników...dokładniej 100 naleśników. Jest 9:48, a chłopcy jeszcze nie wstali, dlatego ja ich obudzę. Wyciągnęłam trzy pistolety na wodę i napełniłam je do samego końca. Weszłam po schodach i weszłam do pokoju Clifford'a. Leżał na łóżku z telefonem w ręce. Ugh...na niego juz nie warto marnować wody.
- Yyyy, Jasmine, po co Ci trzy pistolety na wodę?- zapytał się, lecz kiedy już chciałam odpowiedzieć, on zaczął gadać- Ty podstępna mała małpo. Nie chciałaś mnie tak obudzić, prawda?
- Nieeee, jasne, że nie chciałam...-myśl, myśl Jasmine- chciałam żebyś mi pomógł,bierz jeden pistolet i sio do pokoju Irwin'a- powiedziałam, a on jak torpeda wystrzelił z łóżka i zabrał mi jeden pistolet.
Razem wyszliśmy z jego pokoju. Ja podeszłam do drzwi Hemmings'a, a on do Irwin'a. Pokazałam trzy palce, później dwa, a kiedy jeden zaczęliśmy otwierać drzwi do pokoi. Na samym końcu zgodnie pokiwaliśmy głowami i wparowaliśmy do pokoi chłopaków.
- Wstawaj mały nędzny gówniarzu! Na ziemię i 1000 pompek!- krzyknęłam do Luke'a i oblałam go wodą. Ten jak poparzony zerwał się z łóżka i padł jak długi na podłogę.
- Ja pierdole, kurwa mać! Jasmine, co ja ci zrobiłem, że ty mnie w tak okrutny sposób budzisz!?- krzyknął Luke, który pocierał, jak sądzę, obolałe od upadku plecy.
- Po prostu przyszedłeś na świat powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
- Masz 5 sekund na ucieczkę- powiedział z poważną miną.
- Phi i tak się ciebie nie boję.
- 1...
- 2...- wciąż siedział na podłodze.
- 3...- dobra, teraz jestem zaniepokojona bo powoli wstaje.
- 4...- i w tym o to momencie zerwałam się ze swojego miejsca.
- I tak cię dorwę mała!- krzyknął.
- Mała może być twoja pała, ale nie ja!- odkrzyknęłam i szybko pobiegłam do kuchni.
Po kilku sekundach Luke pojawił się w kuchni. Na początku nie wiedziałam co począć, lecz zauważyłam odkręconą butelkę wody...tak! To jest to. Wzięłam ją do ręki i oblałam nią Luke'a. Kiedy ten na chwilę był oszołomiony, ja to wykorzystałam. Przemknęłam obok niego niezauważona i pobiegłam do salonu. I wiecie co? To nie był dobry pomysł po chwilę później runęłam jak długa na panele. Miałam się już podnosić, kiedy poczułam na plecach coś, a raczej kogoś.
- Luke, ty cholerny dupku, złaź ze mnie w tej chwili!- krzyknęłam nie mogąc niczego innego zrobić.
- Nie. Najpierw mnie ładnie przeproś- powiedział.
- No chyba sobie ze mnie żartujesz- odpowiedziałam.- Złaź ze mnie bo nie mogę oddychać!
- Nie, przeproś.
- Ugh...przepraszam- powiedziałam do niego.
- Ładnie przeproś- powiedział, a mnie już krew zalewała od środka.
- Przepraszam cię mój drogi Lukasie, proszę, wybacz mi- powiedziałam, mam nadzieję, że ładniej.
- Och, jeżeli aż tak bardzo prosisz- powiedział i wstał- Czekaj! Nazwałaś mnie Lukasem!- krzyknął.
- Oj tam, taki malutki dodatek ode mnie- powiedziałam i wstałam z podłogi- Dobra, dosyć tego bo śniadanie nam wystygnie, możesz ich zawołać?- zapytałam się Luke'owi.
- Nie, mnie się nie słuchają- odpowiedział, a ja już wiedziałam w jaki sposób ich zawołać.
- Chłopacy, naleśniki z Nutellą są już na stole!- krzyknęłam i chwilę później słyszałam głośne kroki do góry. Nie minęły nawet dwie sekundy, a ta dwójka znalazła się już w kuchni.
- Chodźmy Luke, bo jeszcze zjedzą je wszystkie- powiedziałam do blondyna, a ten tylko przytaknął głową.

       Godzinę później...

- Boże, nie wierzę, że musiałam jeszcze upiec dodatkową porcję naleśników- powiedziałam, kiedy chłopcy byli już najedzeni.
- Nigdy nie widziałaś ile mężczyźni mogą zjeść?- zapytał się Michael.
- Wiesz, Will dużo przebywa tutaj, ma nawet własny pokój, ale on jednak nie jest takim pożeraczem jedzenia jak wasza trójka- powiedziałam zgodnie z prawdą, ponieważ zawsze jak Will jest u mnie to 50 naleśników nam wystarczy, z czego ja i tak zjem większą połowę. No proszę was, ten gościu woli wpieprzać słodycze i pizzę niż żarcie, które ja mu zrobię!
- To ty chyba nie chcesz robić śniadania, kiedy Calum też ma zjeść, on wpieprza tyle co ja i Mike razem wzięci- powiedział Ashton, a co najlepsze on to powiedział z  powagą, czyli... mam się bać karmić Calum'a.
- Dobra, chłopaki teraz zmykajcie do siebie. Jest- spojrzałam na zegarek- 11:24, pewnie Calum za wami tęskni i się bardzo o was martwi- powiedziałam do nich, na co oni wybuchnęli gromkim śmiechem- No co, coś źle powiedziałam?
- Nie, ale to my bardziej zawsze się martwimy o Calum'a. On nawet w restauracji się umie zgubić- powiedział przez śmiech Clifford.
- Mam jedno pytanie. Jakim cudem wy jesteście "groźni"- powiedziałam, a przy ostatnim słowu zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
- No wiesz, ja jestem geniuszem informatycznym, dzięki czemu mogę każdego wyśledzić i wszędzie się włamać. Luke i Calum są doskonałymi strzelcami nigdy nie pudłują, ponad to umieją poważnie walnąć. Mike natomiast umie być "niewidoczny" i śledzić tak, żeby nie zostać zauważonym, ale umie też posługiwać się dobrze bronią- swój długi monolog, Ashton, zakończył głośnym wydechem powietrza.
- Okej, teraz powiedzmy, że już rozumiem- powiedziałam- Ale to i tak nie oznacza, że macie już iść do siebie.
- Oj, no dobrze- powiedział Mike i zrobił minę zbitego psa. Cała trójka wzięła swoje manaty i skierowała się w stronę drzwi.
- Pa chłopcy!- na koniec do nich krzyknęłam.
- Nie jesteśmy chłopcami tylko m...- dalej nie słyszałam, bo zamknęłam drzwi.
Skierowałam się do kuchni, gdzie pozbierałam wszystkie brudne naczynia i schowałam do zmywarki. Z tego powodu, że była pełna włączyłam ją. Mój spokój przerwał dzwonek do drzwi. Czy już nawet pięć minut nie mogę zostać sama w tym domu! krzyknęłam w myślach. Mozolnym krokiem skierowałam się w stronę drzwi, lecz nie zdążyłam ich otworzyć, ponieważ ten ktoś sam wszedł do domu.
- Jeżeli nie jesteś Will'em lub Zoe, wiedz, że nie skończy się to dla ciebie dobrze- powiedziałam dość głośno.
- To tak się wita własnego brata?- zapytał się z uśmieszkiem Dylan.
- Pudelek!- krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję.
- Ty mała wredna małpo, zawsze będziesz mi to wypominała?- zapytał się.
- Tak- powiedziałam przez śmiech.
- Dobra, teraz na poważnie. Mam złą wiadomość- rzekł z powagą.
- Dooobra, ale o co chodzi?- spytałam się.
- Wiem, że ścigasz się w wyścigach- powiedział.
- No tak, ale o tym już od dawna wiedziałeś- odpowiedziałam nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Tak, ale teraz już nie będziesz mogła się ścigać, ani nawet wybierać się na takie wyścigi, ponieważ będą duże szanse, że jego ludzie też tam będą- powiedziała, a mnie zatkało. Jak mam nie chodzić na wyścigi i się nie ścigać. Przecież to było i jest całe moje życie. Całe moje cholerne życie opierało się na wyścigach.
- Ale...- zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nie ma żadnego "ale" Jas, wiesz że to dla twojego dobra?- powiedział.
- Jak ma być dla mojego dobra, jeżeli odetniesz mnie od czegoś co kocham?!- krzyknęłam.
- Jasmine! Przecież nie zabiorę ci ścigaczów! Cały czas będziesz mogła nimi jeździć, ale po prostu nie możesz się pojawiać na wyścigach!- powiedział, a raczej wykrzyknął mój brat.
- Nie mam wyboru?
- Nie masz- powiedział, a ja już nie chciałam się z nim kłócić.
- Dobra, skończmy już ten temat. Właśnie, Dylan, gdzie mieszkasz, bo mi nic nie powiedziałeś- zapytałam się.
- U Zayn'a. Ma duży dom, a wole mieszkać z nim niż z dziewczynką- powiedział przez śmiech.
- Nie śmieszne- gdy to powiedziałam udawałam obrażoną- A tak na marginesie, długo pozostaniesz u mnie?
- Nie, przyjechałem tutaj na chwilę, ponieważ mam jeszcze parę starych spraw do załatwienia- odpowiedział na moje pytanie.
- Och, w porządku- powiedziałam, a Dylan'a chwilę później nie było.
Postanowiłam się umówić z Zoe i Will'em w naszym ulubionym parku. Oczywiście Will będzie swoim bmx'em, a ja deskorolką, natomiast Zoe będzie siedziała i patrzyła...jak zawsze.
Kilka minut potem otrzymałam potwierdzenie godziny od tej dwójki. Zostało mi trochę więcej niż godzina, także od razu skierowałam się do pokoju. Niedługo 12, a ja chodzę ciągle w piżamie... kuźwa. Byłam tylko w za długim T-shirt i majtkach przy chłopakach... kiedyś ich zapierdole. Kiedy znalazłam się w pokoju, od razu skierowałam się do łazienki. Tam umyłam zęby i rozczesałam włosy. Zostawiłam je rozpuszczone.  Zrobiłam jeszcze smoky eye's, a usta pomalowałam na bordowo. Kiedy w łazience już wszystko załatwiłam, postanowiłam wybrać jakiś strój do skateparku. Z tego co zauważyłam na dworze nie było ni to ciepło, ni to zimno także postawiłam na ciemno zielone spodnie z dziurami na kolanach, tego samego koloru kurtkę/bluzę i czarną bluzkę na ramiączkach. Na nogi założyłam czarne Vans'y. Kiedy już się ubrałam, postanowiłam zejść na dół. Wzięłam telefon, kartę kredytową (na wszelki wypadek, gdyby komuś zachciało się iść do galerii) i 50 funtów. Kiedy upewniłam się, że wszystko mam zeszłam do salonu. Sprawdziłam godzinę i zostało mi około 20 minut, także nie mam za dużo czasu, gdyż od mojego domu do skateparku jest w najlepszym wypadu 10 minut, ale zawsze dojeżdżam w 15. Zamknęłam drzwi od środka i skierowałam się w stronę garażu. Chwyciłam deskorolkę i otworzyłam bramę. Kiedy znajdowałam się już poza nią, zamknęłam ją, a kluczę schowałam do kieszeni kurtki. Wyciągnęłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Odblokowałam urządzenie i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę, wypadło na Fall Out Boy- Centuries.
Miałam jeszcze 16 minut, na spokojnie zdążę.

***
Cześć, hej i czołem...
Na prawdę przepraszam Was, że nie wstawiłam rozdziału we wtorek. Powodem była szkoła. Teraz codziennie mieliśmy jakieś kartkówki lub sprawdziany i musiałam zakuwać.
Lecz teraz z innej strony...
Wolicie bardziej opisy, czy dialogi.
Pytam się, ponieważ nie jestem pewna pod względem ilości dialogów w tym rozdziale. I mam pytanie, nie przeszkadza Wam to????
PS Następny rozdział postaram się tak zrobić, żeby był dłuższy.
A! I w razie czego przepraszam za jakiekolwiek błędy. Nie miałam czasu żeby sprawdzić ten rozdział.
Proszę, komentujcie to na prawdę wiele daje, ponieważ wiem, że ktoś kto w ogóle czyta.

i_ness_24 
xoxo


wtorek, 2 lutego 2016

Six

...- Widzisz, nie każdy jest kimś na kogo wygląda. Może pod skorupą chamskiej, wulgarnej i mającej wylane na innych dziewczynie skrywa się bardzo zraniona przez świat, która nie radzi sobie z większością wspomnień.
- A tak jest?- zapytałem się jej.
- U mnie?- widziałem jak myślała nad odpowiedzią- Nie, na pewno nie- powiedziała i pokręciła przecząc głową.
Lecz ja nie wiedziałem już co mam myśleć o tej dziewczynie...


            LUKE POV

Siedzieliśmy tak może jeszcze z 20 minut, kiedy zauważyłem jak Jasmine trzęsie się z zimna. Szczerze? Nie dziwię się. Na dworze może być z jakieś 10 stopni, a ona siedzi w krótkim rękawku.
Zdjąłem z siebie bluzę i okryłem nią dziewczynę... nie myślcie nawet, że mi na niej zależy czy coś. Po prostu Dylan kazał nam ją bronić, dlatego to robię, bronię ją przed... zimnem. O! Bronię ją przed zimnem, taa.
- Dzięki- powiedziała i posłała w moją stronę, jak do tej pory pierwszy szczery uśmiech. Muszę przyznać, że ma wspaniały uśmiech...STOP! Czy ja o tym pomyślałem. Luke, ogarnij się to jest zwykła chamska i agresywna dziewczyna, która nic dla ciebie nie znaczy.
W pewnym momencie poczułem kropelki wody, które powoli zaczynały spadać z nieba. W ciągu kilku sekund parę kropelek zamieniło się w prawdziwą ulewę. Pośpiesznie wstałem z murka i poszedłem pod drzwi (było tam zadaszenie). Kiedy się odwróciłem zauważyłem, że Jasmine tylko się ze mnie śmiała.
- A ty z czego się śmiejesz?- zapytałem, ponieważ nie miałem pomysłu z czego się tak śmieje.
- Aż tak boisz się deszczu, że poleciałeś stąd do drzwi w niecałe 10 sekund- powiedziała.
- Skąd wiesz, że 10?
- Liczyłam- odpowiedziała i wzruszyła ramionami.
- Dobra, choć tu, bo się przeziębisz- powiedziałem...od kiedy jestem aż tak bardzo troskliwy w stosunku do dziewczyn...
- Jakoś jak zawsze tu siedziałam i padał deszcz to nigdy nie byłam chora, to teraz też nie będę- powiedziała i wstała z murka- Zawsze lubię chodzić na dworze w czasie deszczu, czuć jak kropelki wody kapią na ciebie. Kiedy patrzysz na ludzi, którzy biegną gdzieś się schować. Wtedy jest tak cicho i spokojnie- powiedziała i uniosła głowę do góry.


- Cisza i spokój? Myślałem, że preferujesz hałas i warkot silników. Bierzesz udział w wyścigach i wolisz ciszę i spokój?- zapytałem się jej, ponieważ naprawdę mnie tym zszokowała.
- Widzisz, nie każdy jest kimś na kogo wygląda. Znasz mnie na tyle, na ile sama Ci pozwolę- powiedziała, a mnie zamurowało. Ile musiała przejść, skoro ma takie podejście do życia.
- Taaa, dobra, choć tu- powiedziałem do niej, a ona chwilę się na mnie popatrzyła i pokręciła przecząco głową- Jutro będziesz tego żałować.
Oj, coś czuję, że długo tu pobędziemy pomyślałem. Stałem pod zadaszeniem, a ona cały czas stała w deszczu. Jej ubrania były przemoczone, a o włosach nie wspomnę. Chwilę tak stała, a później znowu skierowała się na murek. Usiadła i wpatrywała się miasto. 
Nie powiem, ta dziewczyna jest jeszcze bardziej tajemnicza niż mi się wydawało na początku. Wtedy, kiedy spotkaliśmy się na wyścigach nie wiedziałem, że to ją będziemy musieli chronić. Dowiedziałem się dopiero o tym jak Dylan kazał nam przyjść do nich. I nie powiem, myślałem, że to będzie dziewczynka, która sama nie umie się bronić a tu takie...BUM. Na początku myślałem, że ona w ogóle nie będzie potrzebowała naszej pomocy, bo do jasnej cholery ona umie się posługiwać bronią! Ale teraz nie jestem co do tego pewny. Dzisiaj pokazała mi trochę innej siebie...prawdziwej siebie. 

             Następny dzień --------> Jasmine POV

11:41. W tym właśnie momencie powinnam mieć...chemię...przynajmniej tak mi się wydaje. A gdzie jestem? Obecnie znajduje się na moim łóżku, przykryta kocem pod sam nos. Dlaczego? Jestem chora. Mam gorączkę i okropny katar. I nie wierzę, ale muszę to przyznać. Luke miał racje, że jutro/dzisiaj będę tego żałować. W każdym razie, nigdy nie powiem mu, że miał rację na głos. Zepchnęłam z siebie kołdrę i mozolnie wstałam z łóżka. Kiedy znajdowałam się w pozycji siedzącej, od razu złapałam się za głowę. Ugh, jak ja nienawidzę być chora, to jest gorsze od kaca. Wyciągnęłam tabletki przeciwbólowe z szafki nocnej i połknęłam je bez użycia wody. Założyłam kapcie i skierowałam się do kuchni. Kiedy już się w niej znajdowałam, wyjęłam talerz. Z chlebaka wyjęłam cztery kromki chleba i włożyłam je do opiekacza [nie wiem jak inaczej nazwać to coś z czego wyskakuje chleb] i włączyłam. Kiedy już wyskoczył, wyjęłam go na talerz i posmarowałam je grubą warstwą Nutelli. Zaparzyłam sobie jeszcze herbatę i z moim super zdrowym śniadaniem poszłam do salonu. Rozsiadłam się w salonie i spróbowałam dosięgnąć pilota od telewizora. Po długich męczarniach udało się. Włączyłam na AXN, a tam akurat leciał najnowszy sezon Teen Wolf'a. Zostawiłam na tym i przykryłam się kocem. Sięgnęłam po talerz z kanapkami i zaczęłam się nimi zajadać.

            1,5 godziny później...

Skończyłam oglądać 10 odcinek trzeciego sezonu The Originals, kiedy usłyszałam dzwonek od drzwi. Na pewno nie jest to Will, bo on ma klucze, także raczej będzie to Zoe. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Nie myliłam się. Przede mną stała Zoe, uśmiechnięta od ucha do ucha. Oj, coś się kroi. 
- Jasmine! Mam super, mega ważną sprawę do ciebie- powiedziała na przywitaniu Zoe.
- Hej Jas, jak się czujesz? Ja, dobrze, nie musiałaś pytać- powiedziałam- I co to za sprawa, że odwiedzasz chorą?- zapytałam się ledwo co nie wybuchając śmiechem.
- Bo mówiłam Ci o tym Calum'ie? No, i tak się złożyło, że jest to ten Calum i dzisiaj w szkole zaproponował, żebyśmy we dwójkę poszli do kina- odpowiedziała i zapiszczała. Szczerze? Spodziewałam się tego. Nie wiem czy do siebie pasują, ale widziałam wczoraj jak on na nią reagował...to było urocze.
- A do mnie przyszłaś w jakiej sprawie?- zapytałam się dziewczynie.
- No jak to w jakiej? Musisz mi pomóc wybrać jakiś oszałamiający strój. Nikt nie ma takiego stylu jak ty!- powiedziała, lecz moim zdaniem było to wykrzyknięte.
- Ugh, okej wchodź- powiedziałam i ruchem ręki zaprosiłam ją do środka.
Poszłyśmy razem do mnie do garderoby, a Zoe zabrała się za szukanie czegoś stosownego na spotkanie z Calum'em, a ja natomiast położyłam się na kanapie, która znajdowała się w pomieszczeniu. Dziewczyna po godzinnym szukaniu jakiś ubrań padła na podłogę i krzyczała, że nie może niczego znaleźć. Z ociężeniem wstałam z sofy i szukałam dla niej ciuchów. Od razu wiedziałam co będzie dla niej pasować, a co nie. Wybrałam dla niej trzy zestawy. Podeszłam do niej i szturchnęłam ją nogą.
- Ty- żadnej reakcji, okej to inaczej- Ty wredna, stara lamo, która leży na mojej brudnej jak bezdomny podłodze, którego tak strasznie się boisz, wstań w tej zasranej chwili, bo znalazłam coś- powiedziałam i od razu poskutkowało.
- Fuuuu, jak dawno jej nie myłaś, że tak powiedziałaś?- zapytała się.
- Myłam ją...wczoraj wieczorem- odpowiedziałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Ty fujarko mała- powiedziała i zabrała ode mnie ciuchy.
Najpierw przymierzyła kremowy sweter, a do niego czarne spodnie. Wyglądała w tym ładnie...ale tylko ładnie. Wyglądała w tym zwyczajnie, a powinna się wyróżniać. Następnie przymierzyła bordowy sweter, a do niego także czarne spodnie. Wyglądała o wiele lepiej niż w tamtym zestawie, ale nie wystarczająco dobrze. Na samym końcu przymierzyła zwykłą czarną sukienkę na cienkich ramiączkach a na to nałożyła błękitny sweter. Na nogi założyła dodatkowo błękitne Superstar'y. Wyglądała nieziemsko.
- Kupuję!- wykrzyknęłam i pociągnęłam ją do toaletki.
- A nie mogę sama już tego zrobić?- zapytała się Zoe.
- Kochana, dziś zdaj się na wróżkę chrzestną Jasmine- powiedziałam, na co ona zachichotała. 
Najpierw zajęłam się włosami. Na początku nie wiedziałam co z nimi zrobić, ale po chwili miałam już całą koncepcję. Rozpuściłam je i rozczesałam. Podłączyłam prostownicę i lokówkę do kontaktu. Kiedy w końcu się nagrzały, najpierw wyprostowałam jej włosy, a następnie leciutko zakręciłam końcówki. Włosy wyglądały niesamowicie, został mi tylko makijaż. Na buzię przyjaciółki nałożyłam odrobinę podkładu, a na policzki nałożyłam różu. Rzęsy pomalowałam czarną maskarą, a na powieki nałożyłam odrobinę brązowego cienia. Postanowiłam odpuścić kreski, żeby całość wyglądała dość delikatnie. Na samym końcu jej usta pomalowałam pomadką w kolorze pudrowego różu. Kiedy skończyłam makijaż, odwróciłam Zoe w stronę lustra. Ta kiedy siebie zobaczyła, zaniemówiła.
- Jas- przerwała- To jest niesamowite, ty jesteś niesamowita- powiedziała i mnie uściskała.
- Spojrzałam na zegarek. 16:57. Ups, trochę nam to zajęło pomyślałam.
- Yhmm, Zoe, na którą byłaś umówiona z Calum'em?- zapytałam się dziewczynie.
- Na 17, a co?
- Jest 16:57- powiedziałam, a ją zamurowało.
- Kuźwa no. On za chwilę tu będzie Jas. Denerwuję się- w momencie, kiedy to wypowiedziała obie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Zoe, twój książę postanowił wcześniej po ciebie przyjść- powiedziałam, a gdy zauważyłam, że dziewczyna nie rusza się z miejsca postanowiłam coś dodać- To ja może pójdę otworzyć drzwi.
Gdy to powiedziałam od razu skierowałam się na dół. I wiecie co, dopiero teraz zauważyłam, że mam na sobie moją piżamkę...w owieczki. No cóż, raz się żyje powiedziałam do siebie w myślach i podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam. Przed sobą ujrzałam azjatę, który zwie się Calum. W prawej ręce trzymał czerwoną różę. Klasycznie pomyślałam.
- Przyjacielskie spotkanie tak?- zapytałam się i podniosłam do góry jedną brew.
- Heeej, Jasmine. Yyyy, jest może Zoe?- zapytał się.
- Jest, ale zanim weźmiesz ją na "przyjacielskie spotkanie"-przy dwóch ostatnich słowach zrobiłam cudzysłów palcami- Musisz coś wiedzieć.
- Co?- zapytał z przerażeniem w oczach.
- Pamiętaj, to moja najlepsza przyjaciółka, szczerze to moja siostra. Także jeśli Ty złamiesz jej serce, ja złamie ci kości, zrozumiałeś?- zapytałam się z powagą, na co on głośno przełknął ślinę.
- Dobra, Jasmine, przestań go straszyć- powiedziała Zoe i zaśmiała się- Hej- przywitała się z Cal'em.
- Hej- uśmiechnął się- Ślicznie wyglądasz- pochwalił ją.
- Dobra dzieciaczki-powiedziałam do nich- Calum, Zoe ma wrócić przed północą, a i pamiętajcie o gumkach!- krzyknęłam, kiedy byli już za drzwiami.
Zamknęłam drzwi i poszłam do garderoby, że się przebrać, przecież nie mogę cały czas siedzieć w piżamie. Wybrałam świeżą bieliznę i wygodne ciuchy. Poszłam do łazienki i ściągnęłam piżamę. Ubrałam bieliznę i ciuchy. Włosy upięłam w luźnego koka i wyszłam z niej. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie kakałko. Nagle po domu rozniósł się dźwięk dzwonka.
- Ja pierdole, kto tym razem?- powiedziałam do siebie.
Mozolnie doszłam do drzwi i je otworzyłam. Ujrzałam przed sobą twarze dobrze znanej mi trójki chłopaków.
- A wy tu czego?- zapytałam się.
- No wiesz, Calum poszedł z Zoe na randkę, a my się nudziliśmy, więc postanowiliśmy przyjść do ciebie na mini imprezkę z mlekiem czekoladowym- powiedział Ashton (tak, umiałam już ich odróżniać).
- A macie swoje mleko?- zapytałam się, bo nie dam im swojego mleka.
- Tak- powiedział Michael i wszyscy się odsunęli. Za nimi znajdowały się dwie palety mlek o smaku czekolady.
- Boże, czy tak właśnie wygląda niebo?- powiedziałam i uniosłam ręce do nieba, na co oni wybuchnęli śmiechem- Dobra, możecie je wnieść.
- A my to co, nasz już nie zaprosisz?- zapytał się z miną szczeniaczka Luke.
- Oj no, dobra wy też możecie- powiedziałam niby od niechcenia i ich wpuściłam. Kilka minut potem znajdowaliśmy się w salonie z kieliszkami pełnymi czekoladowego mleka.
- It's a chocolate milk party. It's a chocolate milk party!- zaśpiewał Ashton.
- Dobra, koniec dobrego. Co robimy?- zapytałam się.
- Nie wiem, może wieczorek filmowy?- zapytał się Michael na co wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami.
- Co oglądamy?- tym razem pytanie zadał Luke, lecz kiedy Ashton miał coś powiedzieć, wyprzedził go- Nie Ashton, nie będziemy oglądać Kucyków Pony.
- To może Naznaczony?- zapytałam się chłopaków.
- Nie, na pewno będziesz potem sikała w majtki. To będzie dla ciebie za straszne- powiedział Michael.
- A zakład, chyba że nie, bo się boisz?- postawiłam przed nim wyzwanie, które wiem, że wygram, bo nie boję się horrorów.
- Stoi, ale ustalmy wygraną. Kiedy ty się przestraszysz się czegoś w trakcie filmu, będziesz musiała wykonać zadanie wymyślone przeze mnie, a kiedy ja to na odwrót. Stoi?
- Oczywiście, że tak- powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
- Dobra, zaczynamy seans- powiedział Ashton i włączył film.

               1 godzinę później...

Film trwa już niecałą godzinę. Ani ja, ani Clifford nie przestraszyliśmy się żadnej z scen. Siedziałam przed Cliffordem i miałam przewagę. Widziałam jak przy niektórych scenach ledwo co wytrzymywał, by nie zakryć oczu, bądź nie pisnąć jak dziewczynka. Wiedziałam kiedy będzie najstraszniejszy moment, bo kilka razy oglądałam ten film z Will'em, który przy okazji strasznie się go bał, ale i tak go ze mną oglądał. Wspomniana scena będzie za około 2 minuty, także muszę wymyślić co zrobić, żeby Clifford zapiszczał jak mała dziewczynka. Popukałam go w ramię, a on zapiszczał. Hmmm, nie było to trudne pomyślałam.
- Ha, wygrałam!- wykrzyczałam to.
- Ale to ty mnie przestraszyłaś, nie film- powiedział, próbując się jakoś bronić.
- Yyyy, Clifford, zakład był odnośnie tego, że kto pierwszy wystraszy się czegokolwiek podczas filmu przegrywa- powiedział Luke podkreślając słowo czegokolwiek i podczas.
- A niech cię diabli wezmą Jas- powiedział pod nosem Michael- Dobra, to co mam zrobić?- zapytał się.
- Wiesz, na przeciwko mojego domu mieszka pięćdziesiąt latka. Jest wdową, bo jej mąż zmarł kilka lat temu i potrzebowałaby trochę rozrywki- powiedziałam do niego chytrze się uśmiechając.
- Okej, przejdź do sedna- popędzał mnie.
- Musisz bez ubrań, zapukać do jej drzwi i coś się spytać, a to co masz się spytać pomogą mi wymyślić chłopacy- powiedziałam i się do nich uśmiechnęłam- Dobra, to który z was chce coś wymyślić?- zapytałam się blondyna i loczka.
- Wiesz, Ashton ma bardzo bujną wyobraźnie. Niech zadziała- powiedział Luke.
- Okej, już mam!- wykrzyknął Ashton i powiedział to na ucho Clifford'owi.
- Nie ma mowy, nie powiem jej tego!- zapierał się Michael.
- Nie masz wyboru stary- powiedział blondyn i poklepał go po plecach- Powodzenia.
- Jest to ostatni zakład w moim życiu- powiedział do siebie czerwonowłosy. Podszedł do drzwi i zdjął z siebie wszystko, dosłownie wszystko. Otworzył drzwi i skierował się w stronę domu z nad przeciwka. Widziałam tylko jak starsza pani mu otworzyła. Stał tam chwilę, a później ta baba goniła go z miotłą w rękach...okej, nie wiem co Ashton wymyślił, ale to musiało być coś niegrzecznego...nawet bardzo.
- Yyyy, Ashton co kazałeś mu powiedzieć?- zapytałam się.
- No wiesz, miał powiedzieć, że podgląda ją co noc, kiedy ona idzie spać i kiedy znajduje się w łazience i miał przyznać, że ona ma niezłe cycki- gdy to powiedział ja z Luke'iem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. No, teraz już wiemy, dlaczego Putt'y go goni...

***
Hejka. Jak tam?
Ja niedawno skończyłam ferie i już drugi dzień chodzę do szkoły i szczerze?
Chcę już wakacje!!!!!!!!!!
Mam dość tej upierdliwej szkoły ;-;
A wy, kiedy macie ferie?
PS. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :D

środa, 27 stycznia 2016

Five

...- O! To chyba oni- powiedział i poszedł otworzyć drzwi.
Ja natomiast dostałam załamania psychicznego. Do jasnej cholery, dlaczego akurat musiał być to ten blondyn!...

Nagle usłyszałam głos jednego z nich.
- Dylan, Calum nie mógł przyjść, ponieważ jak on to powiedział szedł na przyjacielskie spotkanie z jakąś Zoe- i w tym właśnie momencie zgadywałam, że ten ktoś zrobił cudzysłów przy przyjacielskim spotkaniu.
- Spoko, ale musicie mu przekazać to co tu ustalimy, a teraz chodźcie do salonu, moja siostra już tam jest- powiedział do nich i chwilę potem znaleźli się w pomieszczeniu.
- Luke, Ashton, Michael to jest moja siostra Jasmine, Jasmine to-  w tym momencie przerwałam mu ja.
- Tak wiem, znamy się- powiedziałam z jadem w głosie.
- Dobra, nie chce poznać szczegółów waszego poznania, więc przejdźmy do szczegółów- powiedział Dylan- Jasmine, tak jak Ci mówiłem oni będą chronili cię przed Wilson'em.
- Do jasnej cholery Dylan, nie potrzebuje jakiś chłoptasiów, którzy nie umieją posługiwać się bronią- w tym momencie lokowaty chciał coś wtrącić- Japa- powiedziałam do niego- Braciszku, wiem że się o mnie martwisz. To normalne. Ale ja jestem silna i poradzę sobie z Peter'em.
- Jasmine, do cholery jasnej zamknij się w tym momencie. Nie rozumiesz tego prawda?- zapytał się mnie.
- Oczywiste, że rozumiem, to ty nie rozumiesz. Jestem o wiele silniejsza niż...- Dylan się roześmiał i znowu mi przerwał.
- Nie, to ty nie rozumiesz. Ty tylko udajesz silną. Nie widzisz tego? To ON cię tak zniszczył. Udajesz taką, by nie musieć cierpieć, ale to i tak nic nie da- powiedział mocno wkurzony- także z łaski swojej przestań się już upierać, że nie potrzebujesz kogoś kto cię przed nim ochroni.
- A ty? Ty mnie nie możesz przed nim chronić?- zapytałam się łamiącym głosem.
- Pamiętaj jedno, ja nie zawsze będę blisko ciebie. I nie zawsze będę mógł ci pomóc- powiedział z troską.
- Dobra, skoro muszą, to ja ustalam reguły- powiedziałam Dylan'owi na co on kiwnął twierdząco głową- Po pierwsze, ja tu rządzę. Po drugie, macie trzymać łapska z dala ode mnie. Po trzecie, nie macie prawa mieszać się w moje prywatne sprawy- powiedziałam i skierowałam się w stronę schodów.
- Dobranoc siostrzyczko!- krzyknął Dylan.
- Branoc pudelku!- gdy krzyknęłam ostatnie słowo, wybuchnęłam gromkim śmiechem, ponieważ mówił, że nikt nie ma prawa się o tym dowiedzieć.
- Oj, tym razem ostro przesadziłaś- powiedział i zobaczyłam ze schodów jak zrywa się do biegu. Z prędkością światła dostałam się do pokoju i zamknęłam je na klucz. Parę sekund później usłyszałam mojego brata.
- To i ta Ci nic nie da, w końcu będziesz musiała zejść do mnie i wtedy się policzymy!- krzyknął i słyszałam jego oddalające się kroki, co oznaczało, że zszedł do chłopaków.
Otworzyłam drzwi od pokoju i usiadłam na łóżku. Po kilku minutach siedzenia w ciszy wybuchnęłam gromkim śmiechem. Już od dawna nie widziałam Dylan'a, lecz przez te lata nic się nie zmienił. Cały czas jest to mój 'mały' braciszek, który wścieka się gdy mówię na niego pudel.

            4 godziny później...

Jest 1:25, a oni jeszcze nie wyszli. Godzinę temu zgłodniałam, lecz mając obawy co do mojego brata, musiałam użyć moich awaryjnych słodyczy, czyli: 20 paczek żelków i trzech czekolad. I wiem jedno, jutro znowu będę musiała jechać do sklepu po słodycze. Moje oczy zaczęły mnie szczypać przez trzy godzinne wlepianie się w ekran laptopa, dlatego wyłączyłam go i odłożyłam na stolik nocny. Wzięłam za duży na mnie T-shirt oraz majtki i skierowałam się w stronę łazienki. Tam zdjęłam wszystkie ciuchy, a włosy związałam w luźny kok. Napuściłam wody do wanny. W między czasie umyłam zęby i zmyłam makijaż. Kiedy wanna była w połowie pełna zakręciłam wodę i weszłam do niej.
Po około 15 minutach wyszłam i wytarłam się czarnym, puchaty ręcznikiem. Kiedy byłam już całkowicie sucha ubrałam na siebie piżamę, a dzisiejsze ciuchy wrzuciłam do kosza na brudne ubrania. Wypuściłam wodę z wanny i wyszłam z pokoju. Wzięłam telefon z biurka i weszłam pod moją ciepłą pierzynę. Podłączyłam telefon do ładowarki i próbowałam zasnąć. No właśnie, próbowałam. Za wszelką cenę nie mogłam zasnąć, lecz kiedy już byłam na pograniczu snu, usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi do mojego pokoju. Nie otwierałam oczu, bo byłoby to bezsensu. Chwilę potem poczułam jak ktoś całuje mnie w czoło.
- Jak ktoś może chcieć zniszczyć ta bardzo kruchą dziewczynę- powiedział mi nieznajomy głos, bo mogę stwierdzić iż to nie był głos Dylan'a.
Chwilę później usłyszałam jak ten ktoś zamyka drzwi. Wiem jedno, teraz to już na pewno szybko nie zasnę.
Miałam rację, zasnęłam dopiero po 5, a musiałam iść do szkoły. Obudził mnie dzwonek w telefonie. Odebrałam nawet  nie patrząc kto dzwoni.
- Jas, masz 15 minut i widzę Cię na dole. Jest 7:30 dziewczyno!- powiedziałam Zoe.
- Ummmm, okej- powiedziałam i się rozłączyłam.
Leżałam jeszcze chwilę w łóżku, aż dotarły do mnie słowa przyjaciółki. Kurwa pomyślałam. Mam niecałe 15 minut na wyszykowanie się. Zeszłam z łóżka i poszłam do garderoby. Wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki. Tam tylko umyłam zęby, zrobiłam czarne kreski eyeliner'em i pomalowałam usta na bordowo. Włosy rozpuściłam i ubrałam przygotowany zestaw. Weszłam do pokoju, zabrałam tylko telefon i torbę, i popędziłam do kuchni. Wzięłam tylko jabłko na drogę i już wychodziłam z domu. Weszłam do auta mojej przyjaciółki i się z nią przywitałam. Droga minęła nam w miarę szybko, bo chwilę później byłyśmy pod szkołą. Wysiadłyśmy z auta i skierowałyśmy się w stronę głównych drzwi, gdzie czekał na nas Will. Przywitałyśmy się z nim i razem weszliśmy do budynku. Każda para oczu była zwrócona w naszą stronę, co szczerze mówiąc cholernie mi przeszkadzało. Przy swojej szafce ujrzałam blondyna i azjate, którzy zawzięcie ze sobą dyskutowali. Kiedy nas zauważyli skończyli rozmawiać.
- A wy tu co?- zapytałam się.
- Wiesz, mamy być blisko ciebie nawet w szkole więc przyzwyczajaj się do naszego towarzystwa- powiedział blondyn i trącił ramieniem azjate, który wpatrywał się w Zoe.
- Dobra, róbcie co chcecie- powiedziałam, równocześnie otwierając szafkę i wrzucając do niej zbędne rzeczy.
Kilka minut potem zadzwonił dzwonek i Zoe z Calum'em poszła do sali biologicznej, natomiast Will do językowej. I co z tego wynikało? Że zostałam sama z blondasem z kolczykiem w wardze zwanym też jako Luke. Weszliśmy do sali od angielskiego [u nich to tak jak u nas polski XD] i zajęliśmy miejsca. A to, że zawsze na tej lekcji siedziałam sama, to pani kazała Luke'owi usiąść obok mnie. Przez połowę lekcji baba pieprzyła o jakimś Szekspirze. W pewnym momencie na chwilę położyłam głowę na ławce i przymknęła oczy. Nagle coś uderzyło o blat stolika i szybko poderwałam się do pionu.


Zauważyłam nauczycielkę przy naszym stoliku ze złym wyrazem twarzy.
- Skoro panienka Momsen tak bardzo uważa na lekcji to zrobi pani projekt z Luke'iem na temat miłości Romea i Julii- powiedziała i odeszłam do swojego biurka- A i jeszcze jedno, macie na to tydzień.
I w takim właśnie momencie chciałabym się zapaść pod ziemię. Ja i Luke mamy razem robić jakieś chujowe wypracowanie? Nie wyniknie z tego nic dobrego...
Kiedy zadzwonił dzwonek, jak strzała wyszłam z sali. Była to dopiero jedna lekcja z 7, a już mam dość. Od razu skierowałam się do sali, w której miałam mieć następną lekcję.
Kiedy w końcu zadzwonił dzwonek na przerwę obiadową, wyszłam z sali. Nie widziałam nigdzie Will'a, albo Zoe, także sama skierowałam się do mojej szafki. Wrzuciłam do niej wszystkie rzeczy i zamknęłam. Wzięłam telefon i napisałam do Will'a, że będę czekała na nich przy naszym stoliku. Tak jak napisałam tak też zrobiłam, lecz kiedy byłam już na stołówce podeszłam do 'kuchni' i wzięłam frytki, cole i cztery kawałki pizzy. Zapłaciłam za jedzenie i skierowałam się na dwór. Usiadłam przy naszym stoliku i czekałam na przyjaciół. Po kilku sekundach zauważyłam szczerzącego się Will'a i naburmuszoną Zoe.
- Jaaaaaaaasmine!!!!- krzyknął Will i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku- Jak dawno Cię nie widziałem.
- Debilu, przecież widzieliśmy się niecałą godzinę temu- powiedziałam do niego i roześmiałam się.
- Oj tam, to taki mały, zbędny szczegół- odpowiedział i usiadł obok mnie- Pizza!- wykrzyknął i zabrał mi dwa kawałki.
- Ty deklu, ona jest moja!- powiedziałam i próbowałam udawać poważną, lecz chwilę potem wybuchnęłam śmiechem. Nagle przed nami usiadła dwójka chłopaków...Calum i Luke.
- A wy co tu?- zapytałam się.
-  No wiesz, od teraz będzie to nasze stałe miejsce, musimy przecież być blisko ciebie- powiedział blondas, natomiast azjata patrzył cały czas na Zoe.
- Ale możecie przecież obserwować nas ze środka- powiedziałam i zabrałam się za jedzenie frytek.
- Nie, nie możemy. Prawda Calum?- zapytał się kolegi, a ten jak poparzony oderwał wzrok od Zoe i zaczerwienił się.
- Taaaa, nie możemy.
Kiedy wiedziałam, że nie odpuszczą darowałam sobie dalszą kłótnię. Chciałam coś powiedzieć, kiedy poczułam jak ciecz spływa po mojej głowie, a potem dobrze mi znany śmiech. Był to nikt inny niż Ian. Kiedy on wyszedł ze szpitala ja się pytam! Ze zaciśniętymi pięściami powoli wstałam. Odwróciłam się i myślałam, że rzucę się na niego z pięściami. I miałam tak zrobić lecz kiedy byłam metr od niego poczułam dwie silne dłonie na swojej talii.
- Nie warto, ten dupek chce Cie tylko zdenerwować. Powtarzam, nie warto- powiedział mi do ucha Luke.
Westchnęłam i poszłam w głąb szkoły. Dotarłam do metalowych drzwi i je popchnęłam. Za nimi znajdowały się schody prowadzące na dach szkoły. Do miejsca gdzie uczniowie nie mają prawa wchodzić. Wspięłam się na samą górę i otworzyłam kolejne, lecz teraz już zwykłe drzwi. Przede mną rozciągał się jeden z moich ulubionych widoków. Widziałam Londyn z góry. Mogłam obserwować ludzi, lecz oni mnie nie widzieli. Nikt nie wie o tym miejscu oprócz mnie, Zoe i Will'a. Oboje wiedzą, że jeżeli w szkole wybuchnę to tutaj te wszystkie emocje wygasną. Prościej mówiąc odpocznę i zrelaksuje się.
Podeszłam do krawędzi i usiadłam na murku, który przebiegał na jednej z nich. Zawsze kiedy tu siedzę próbuję przypomnieć sobie miłe chwile związane z rodzicami, lecz nie potrafię. Zawsze kiedy o nich pomyśle przypomina mi się dzień, w którym ON ich pozabijał. Do jasnej cholery, miałam wtedy z 10 lat, o ile nie mniej. A ON na oczach dziecka z zimną krwią zamordował rodziców. Pamiętam jak wtedy uciekłam, żeby nie widzieć tego. Lecz później się okazało, że on mnie widział i chciał zlikwidować wszystkich świadków. Na szczęście wtedy razem z bratem byliśmy już 'pod ochroną' i kiedy próbował zaatakować, złapali go. I jak widać teraz go wypuścili.
Siedziałam już tak z 30 minut i tylko wgapiałam się w ludzi, którzy ciągle się śpieszyli. Nie widzieli jak ktoś potrzebował czyjeś pomocy. Widzieli tylko czubek własnego nosa. W pewnym momencie usłyszałam zbliżające się kroki. Udawałam, że nic nie słyszę, lecz kiedy tylko poczułam rękę na swoim ramieniu, wzięłam ją i zablokowałam nieznajomego tak, że nie mógł się ruszać. W momencie odwrócenia zesztywniałam. Luke. Ten cholerny dupek przyszedł do mnie. Ale skąd do cholery on wiedział gdzie ja jestem? zapytałam się w myślach.
- Powiem Ci, że nie spodziewałem się, że kiedykolwiek dziewczyna rzuci mnie na kolana, dosłownie- powiedział z chytrym uśmieszkiem.
- Czego chcesz- zapytałam się przez zęby.
- No wiesz, lekcje się zaczęły. Ciebie nigdzie nie było i postanowiłem cię poszukać- odpowiedział na moje pytanie.
- Ale skąd?- chciał coś powiedzieć, ale nie zdąrzył, bo go uprzedziłam- Will ty durniu- powiedział bardziej do siebie niż do niego.
- Taaaa, Will to wielka papla- powiedział i się zaśmiał- Powiem Ci jedno, nie umie za bardzo trzymać gęby na kłódkę.
- Teraz już wiem- powiedziałam i wróciłam do swojej poprzedniej czynności, czyli obserwowanie ludzi.
Chwilę potem Luke do mnie dołączył.

         Luke POV

- Teraz już wiem- powiedziała i znowu usiadła na murku tak, żeby mieć widok na miasto.
Szczerze? Myślałem, że będzie się wydzierać na mnie, że tutaj przyszedłem, ale jak widać nie nam jej aż tak. Chwilę stałem i rozmyślałem nad jej zachowaniem, aż w końcu postanowiłem usiąść obok brązowowłosej. Siedzieliśmy tak z 5 minut, a ja nadal nie znalazłem sensu w gapienie się w Londyn i w ludzi.
- Dlaczego tutaj siedzisz i patrzysz na to- powiedziałem i pokazałem jej ręką na to co znajdowało się przede mną.
- Lubię obserwować ludzi, kiedy oni nie wiedzą o tym. Wtedy zachowują się- przerwała na chwilę, zapewne szukając odpowiedniego słowa- normalnie. Pokazują swoją naturę, nie udają nikogo.
- Ale nie ma w tym nic szczególnego- powiedziałem do niej.
- Wiesz jacy ludzie są zadufani w sobie?- zapytała się, lecz od razu mówiła dalej- Kiedyś zauważyłam jak starsza pani upadła na ulicy. Było południe więc masa ludzi na ulicach. I wiesz co, pomimo tego, że nie mogła sam wstać to nikt jej nie pomógł. Dopiero pół godziny później mała dziewczynka jej pomogła. Czy to jest normalne zachowanie, że ludzie widzą tylko siebie, a na innych nie zwracają uwagi?
- Wow, nie spodziewałem się czegoś takiego od ciebie- powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Widzisz, nie każdy jest kimś na kogo wygląda. Może pod skorupą chamskiej, wulgarnej i mającej wylane na innych dziewczynie skrywa się bardzo zraniona przez świat, która nie radzi sobie z większością wspomnień.
- A tak jest?- zapytałem się jej.
- U mnie?- widziałem jak myślała nad odpowiedzią- Nie, na pewno nie- powiedziała i pokręciła przecząc głową.
Lecz ja nie wiedziałem już co mam myśleć o tej dziewczynie.

***
Hejka naklejka, to znowu ja.
Postanowiłam, że na końcu dam trochę z perspektywy Luke'a. Chcecie więcej opisów sytuacji z jego punktu widzenia?
Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału. Po prostu nie wyrobiłam się.
To...do zobaczenia :D




wtorek, 19 stycznia 2016

Four

...- Ludzie, potrzebuję czegoś, żeby się rozluźnić- powiedziałam i zobaczyłam jak Zayn się rozweselił.
- Mała, nie mogłaś powiedzieć wcześniej- gdy to powiedział od razu wyłożył na stół saszetkę z białym proszkiem w środku. Po wciągnięciu go, tradycyjnie urwał mi się film...

Obudził mnie okropny ból głowy. Próbowałam sobie przypomnieć jak znalazłam się  siebie w pokoju, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Ostatnie zdarzenie jakie pamiętam to to, jak Zayn wyciągnął prochy i razem się naćpaliśmy. Nie zapomniałam jednak tego, co Ian chciał zrobić Zoe. Wiem jedno, w drodze do warsztatu wstąpię do szkoły i 'na spokojnie' z nim porozmawiam. Zeszłam z łóżka i podeszłam do biurka gdzie stał kubek wody i jak mniemam tabletka na ból głowy. Jedno mnie zastanawia... jak to do cholery się tu znalazło! Jak podeszłam po tabletkę zobaczyłam, że pod szklankę została podłożona zgięta kartka. Podniosłam kubek i wzięłam kartkę.
     
         Jasmine, przyniosłem Cię do pokoju, kiedy zasnęłaś na ziemi. Nie miałem serca Cię budzić, dlatego postanowiłem Cię przebrać w wygodniejsze ciuchy. Powiem Ci, że nieziemsko wyglądasz w swojej koronkowej bieliźnie. Jak pewnie zauważyłaś zostawiłem Ci tabletki na kaca i wodę...
                                                                                                 L xxx

- A to gnojek, przebrał mnie- powiedziałam do siebie.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do pokoju Zoe. Kiedy je otworzyłam, ujrzałam w środku brązowowłosą dziewczynę owiniętą kołdrą. Kosmyki jej włosów walały się po szarej poduszce. Najciszej jak mogłam wyszłam z jej pokoju i zeszłam do kuchni. Tam wyciągnęłam miskę i nasypałam do niej płatków karmelowych. Zalałam je mlekiem i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i wybrałam na nim stronę z filmami. Po długim zastanowieniu, postanowiłam obejrzeć "Ted", ponieważ niedługo wychodzi druga część, a Will chce na nią iść. Kiedy wyszukałam już film, włączyłam 'Play' i w tej oto chwili w 99,9% skupiłam się na filmie.
Po męczących dwóch godzinach ciągłego śmiania się wyłączyłam film. Niecałą godzinę temu ze swojego pokoju wynurzyła się Zoe i zeszła do mnie na dół, pooglądała ze mną przez chwilę film lecz po kilku minutach poszła. Szczerze mówiąc dzisiaj nie wyglądała za zbyt załamaną. Wyglądało na to jakby miała na to wyjebane. I prawdę mówiąc nie jestem tym zbyt zaskoczona. Wtedy była już podpita i zgaduję, że bardziej rozemocjonowana. Sięgnęłam ręką po telefon, który swoją drogą nie wiem jak się znalazł na ziemi, i sprawdziłam godzinę. 11:10. Pora się uszykować i jechać do szkoły, żeby wpierdolić Ian'owi. Wstałam z kanapy i przeciągnęłam się, ponieważ ścierpłam jak cholera. Weszłam po schodach do swojego pokoju i od razu skierowałam się w stronę garderoby. Poszukałam jakiś dobry strój do obicia mordy Ian'owi i od razu się w niego przebrałam. Następnie zrobiłam smoky eye's, a usta podkreśliłam bordową szminką. Włosy spięłam w  wysokiego koka.Wzięłam telefon z biurka i włożyłam go do kieszeni. Zeszłam na dół i od razu skierowałam się ku wyjściu. Na podjeździe stał mój motor z wyścigów, pewnie dopiero wczoraj Zayn go dostarczył. No cóż. Wsiadłam na niego i odpaliłam. Otworzyłam bramę i odjechałam z podjazdu z piskiem opon.
Po niecałych 8 minutach znajdowałam się już przed szkołą. Zeszłam z motoru i zdjęłam kask. Zostało jeszcze jakieś 5 minut do dzwonka więc postanowiłam poczekać na Ian'a. Wiedziałam, że przyjechał dzisiaj do szkoły, bo na parkingu jest jego samochód. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i napisałam do Zayn'a, że za 20 minut będę u niego.
Kiedy zadzwonił dzwonek wstałam z pobliskiego murku i skierowałam się w stronę stolika, przy którym siedzi cała drużyna futbolowa, w tym Ian. Usiadłam na stoliku, a swój wzrok skierowałam w stronę wyjścia ze szkoły. Po kilku sekundach w końcu zauważyłam Ian'a. Wstałam ze stolika i mozolnym krokiem kierowałam się w stronę grupki.
- Ej Ian!- krzyknęłam by jakoś zwrócić jego uwagę- Jak tam po imprezie, żadnych wyrzutów sumienia, że teraz obściskujesz się ze swoją dziewczyną?
- Momsen, z jakiego powodu miałbym mieć wyrzuty sumienia- powiedział, lecz brzmiało to bardziej jak pytanie.
- No wiesz, może z tego powodu, że chciałeś zgwałcić moją przyjaciółkę?- zapytałam, cały czas wstrzymując wybuch złości.
- Ale przecież ona sama chciała się ze mną przespać- powiedział z kpiącym uśmieszkiem.
- Czy ciebie do reszty pojebało Ian?!- nie wytrzymałam już- Przez ciebie ona nie chce wyjść z pokoju, jest na skraju załamania! I ty śmiesz mówić, że to ona jest winna!- z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem zbliżałam się do niego.
- Mała, uspokój się- gdy to powiedział od razu rzuciłam się na niego pięściami.
Zadałam mu najpierw prawego sierpowego, a następnie lewego. Kopnęłam go z całej siły w brzuch i w czuły punkt. Kiedy widziałam, że ledwo co kontaktuje przestałam. Odwróciłam się i powolnym krokiem skierowałam się do ścigacza. W pewnej chwili usłyszałam głos Ian'a.
- Jasmine, miej się na baczności. Twój odwieczny wróg może w każdej chwili zaatakować- kiedy wypowiedział te dwa zdania zamarłam.
Skąd on to do cholery o tym wiedział. Przecież oprócz najbliższych nikt o tym nie wie. Wsiadłam na motor i odjechałam z piskiem opon. Jeżeli to prawda i ON przyjechał do Londynu to Zayn na pewno będzie coś wiedział. I prawdopodobnie mój braciszek niedługo u mnie zawita. Po 10 minutach stałam przed domem Zayn'a. Zaparkowałam i bez pukania weszłam do środka. Zauważyłam mulata przy stole, gdzie walały się porozwalane papiery. Lecz jeden najbardziej przykuł moją uwagę. Było to dokument dotyczący zwolnienia z odbywania kary dla niejakiego Peter'a Wilson'a. Człowieka, który uśmiercił moich rodziców. Człowieka, który z mojego życia zrobił istne piekło. Człowieka, który nigdy nie powinien się urodzić. Człowieka, przed którym próbuje uchronić mnie mój brat.
- Czyli to prawda?- zapytałam Zayn'a.
- Tak, zwolnili go za dobre sprawowanie 2 dni temu- odpowiedział z smutkiem w oczach Zayn.
- Za dobre sprawowanie? Jak mogli wypuścić takiego chuja na wolność za dobre sprawowanie!- w tej chwili moje zdenerwowanie osiągnęło najwyższy poziom.
Jak można zwolnić kogoś po pięciu latach 'dobrego' sprawowania, kiedy ten ktoś zabił dwie osoby i próbował zabić jedną? Powiem wam jedno, ten który go wypuścił był albo mocno najebany, albo chory psychicznie.
- Dylan już wie o tym, prawda?- zapytałam.
- Tak, powiedział, że przyleci najbliższym samolotem, czyli będzie w Londynie za około 3 godziny, wyleciał 5 godzin temu- odpowiedział na moje pytanie.
- Dobra Zayn, to ja spadam. Muszę przygotować dom na jego powrót- gdy to powiedziałam zaśmiałam się i wyszłam z jego domu.
Wsiadłam na ścigacz i pojechałam w stronę domu. Nie śpieszyło mi się, więc byłam tam po 30 minutach. Kiedy weszłam do niego zastałam Zoe, która biegała po domu jak szalona. Zawsze widziałam ją w takim stanie kiedy szykowała się na wyjście z kimś kogo naprawdę lubi...o nie. Żeby to nie było to o czym myślę.
- Zoe Penelope Francesca West!- wykrzyknęłam na cały głos- Co do cholery ty robisz!
- O! Jas, właśnie miałam po ciebie dzwonić. Musisz mi pomóc wybrać coś na "spotkanie" z Calum'em- gdy powiedziała spotkanie zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Chwila... do jasnej cholery z jakim Calum'em!?- zapytałam się jej, ponieważ nie znam żadnego Calum'a.
- Tego azjate, który wiesz co...opowiadałam Ci wczoraj. I jest taka sprawa, że musisz mi coś pożyczyć, ponieważ nie warto żebym jechała do domu na pół godziny- odpowiedziała.
- Okej, chodź do mojej garderoby, tam sobie coś wybierzesz. Ale uwaga, nie mam za dużo sukienek na "koleżeńskie spotkanie"- powiedziałam do niej przez śmiech i razem poszłyśmy w stronę mojego pokoju i garderoby.
Kiedy znajdowałyśmy się już w niej, postanowiłam dać wolną rękę Zoe i pozwolić jej na samodzielne szperanie. Kiedy dziewczyna przewracała moją garderobę do góry nogami, ja postanowiłam trochę odpocząć. Usiadłam na fotelu i wzięłam do ręki IPhone'a. Włączyłam niedawno zainstalowaną aplikację i postanowiłam przez ten czas w nią pograć.
     
           Godzinę później...

212, 213, 214, 215, 216, 217, 218...
- Jas!- moja przyjaciółka potrząsnęła mną tak, że telefon wypadł mi z rąk, co wiązało się także z niepobiciem mojego rekordu.
- Co?- zapytałam naburmuszona.
- Oj no, przecież nic się nie stało- powiedziała rozbawiona.
- Ty chyba nie wiesz co zrobiłaś. Byłam w trakcie pobijania mojego rekordu w Flappy Bird, kiedy to musiałam wytrącić mi telefon z ręki- powiedziałam do niej.
- Jasmine, wiesz co?- pokiwałam przecząco głową- Coś czuję, że uzależniłaś się od tej gry...ZNOWU.
- Dobra, japa. Nie uzależniłam się, jeszcze- powiedziałam- A pro po, co chciałaś, że musiałaś przerwać mi grę?
- Wybrałam już ciuchy, ale musisz mi pomóc powybierać dodatki- powiedziała.
- Dobra, pokaż mi co wybrałaś- powiedziałam do przyjaciółki, a ta mi pokazała sukienkę- Do jasnej cholery Zoe, skąd ty wytrzasnęłaś u mnie w szafie różową sukienkę!- powiedziałam zdezorientowana.
- No wiesz, minęła niecała godzina, dotarłam do początków twojego stylu ubierania i...Wuala- gdy to powiedziała wskazała na sukienkę.
- Dobra, zajmijmy się dodatkami. Ty idź zrób makijaż i włosy, a ja je poszukam i ci je przyniosę, okej?- zapytałam się.
- Okej- gdy tylko to powiedziała poszła w stronę łazienki, ja natomiast zabrałam się za dobranie dodatków.
Kiedy miałam już wszystkie dodatki, czyli złoty duży zegarek, białe szpilki, delikatny złoty łańcuszek i złote kolczyki w kształcie malutkich diamencików. Podałam je Zoe, a ta zaczęła się ubierać. Zostało jej 15 minut, więc musiała się pośpieszyć. Kiedy wyszła z łazienki po prostu nie mogłam oderwać od niej wzroku. Wyglądała nieziemsko. Wszystko ze sobą idealnie współgrało, a jej piękne, rozpuszczone włosy dodawały temu wszystkiemu dodatkowego uroku.
- Zoe, wyglądasz przepięknie- powiedziałam i zamknęłam ją w szczelnym uścisku.
- Dobra, mam jeszcze 5 minut, możesz mi powiedzieć, dlaczego przyjechałaś do domu taka rozkojarzona- zapytała z troską.
- Zwolnili Wilson'a z odbywania kary- powiedziałam, na co ona się wzdrygnęła.
- A to gnojek jeden, pewnie z własnej woli go nie zwolnili- gdy to powiedziała, ja parsknęłam śmiechem.
- Dobra, dosyć. Masz minutę, ponieważ on za chwilę po ciebie przyjdzie- powiedziałam to, a ona sprintem pobiegła na dół.
Chwilę potem usłyszałam dzwonek do drzwi i śmiech mojej przyjaciółki. Cały czas się zastanawiałam kim jest ten Calum, bo nie znam żadnego azjaty...moment...o w mordę, kolega Luke'a jest azjatą. Moje rozmyślania przerwał dźwięk tłuczonego szkła. Wyciągnęłam broń i powoli schodziłam po schodach. Kiedy byłam już na dole, zauważyłam czyjeś torby leżące na podłodze i już się domyśliłam kto to. Schowałam broń i weszłam do salonu gdzie ujrzałam mojego brata stojącego nad rozbitym wazonem.
- Dylan!- krzyknęłam i rzuciłam się na niego. Ten mnie złapał i obkręcił kilka razy. Nie mogliśmy przestać się śmiać.
- Tak bardzo tęskniłem siostrzyczko- powiedział w moje włosy.
- Ja też, ale wiem, że masz mi coś ważnego do powiedzenia- powiedziałam i zmieniłam wygląd mojej twarzy na poważny.
- Czyli już wiesz?- zapytał się.
- Tak i naprawdę nie rozumiem jak mogli go wypuścić, przecież to jest psychopata!- krzyknęłam.
- Wiem, dlatego załatwiłem Ci czwórkę chłopaków, którzy będą twoimi 'prywatnymi ochroniarzami'- gdy to powiedział zrobił cudzysłów przy dwóch ostatnich słowach.
- Al...-próbowałam coś powiedzieć lecz on mnie wyprzedził.
- Nie ma żadnego 'ale', wiesz jak bardzo niebezpieczny jest Peter, a to że uważasz siebie za silną nic nie znaczy. Oni już o tym wiedzą i mieli niedawno się wprowadzić obok ciebie- gdy wypowiedział ostatnie słowa. To nie mogła być prawda.
- A i jeszcze jedno, mają niedługo tu przyjść, żeby im wytłumaczyć co i- jego wypowiedź została przerwana przez dzwonek do drzwi- O! To chyba oni- powiedział i poszedł otworzyć drzwi.
Ja natomiast dostałam załamania psychicznego. Do jasnej cholery, dlaczego akurat musiał być to ten blondyn!


***
Hejka! W końcu napisałam ten przeklęty czwarty rozdział. Tak strasznie
mi się dłużyło pisanie go...
Uwaga, rozdział nie został przeze mnie sprawdzony także za wszelkie błędy przepraszam.
P.S. Rozdziały będę próbowała dodawać we wtorki ^^
P.S.2. W 'Bohaterach' został dodany Ian