poniedziałek, 9 maja 2016

Nine

...Wydałam z siebie przeraźliwy pisk. Nie wiedziałam kto to. Od momentu strzału miałam szczelnie zamknięte oczy. Wolałam nie widzieć tego wszystkiego. Kilka sekund potem usłyszałam dobrze zanany mi już głos.
- Cii, spokojnie już wszytko będzie dobrze. Nie bój się księżniczko- powiedział blondyn o nieziemsko pięknych, niebieskich tęczówkach...



Kiedy z Luke'iem zbliżaliśmy się do tylnego wyjścia, usłyszałam zbliżające się kroki. Nie miałam pojęcia kto to mógłby być.
- Yhm Luke, możesz mnie puścić, umiem sama chodzić- powiedziałam do niego.
- Ach, dobra- powiedział i postawił mnie na ziemi.
- A tak w ogóle chłopacy idą za nami prawda?- zapytałam się i po chwili zobaczyłam jak znieruchomiał.
- Ale o czym ty gadasz, przecież oni wyszli z Will'em i Zoe głównymi drzwiami- powiedział poważnie, a ja wiedziałam, że mamy problem.
- Ktoś się do nas zbliża Luke- powiedziałam do niego po chwili.
- Biegnij- powiedział, lecz ja stałam w miejscu- Do cholery jasnej biegnij, Jasmine- tym razem krzyknął na cały głos.
Zrobiłam tak jak mi kazał. Biegłam przed siebie. Słyszałam tylko dźwięki strzelaniny i w tym to momencie postanowiłam wrócić po tego pieprzonego blondyna. Kiedy byłam prawie na miejscu, ujrzałam blond czuprynę. Nie zważając na późniejsze konsekwencje, przytuliłam go z całej siły.
- Ooooo, martwiłaś się o mnie jak słodko- powiedział Luke na co spaliłam buraka.
- Wcale nie, po prostu nie chciałam mieć cię na sumieniu- powiedziałam patrząc wszędzie tak, żeby nie spojrzeć mu w oczy.
- Okej, powiedzmy, że ci wierzę- powiedział przez śmiech.
- Dobra, chodźmy, bo pewnie chłopacy się martwią- gdy to powiedziałam, ruszyłam przed siebie.
Kilka sekund potem Luke dorównał mi kroku i razem kroczyliśmy przez korytarz. Na końcu znajdowały się drzwi, które jak się okazało były zamknięte...tylko idioci by zaplanowali ucieczkę nawet nie sprawdzając, czy drzwi są otwarte. Nie wyobrażam sobie nawet co by było gdyby. Luke przez chwilę nie wiedział co robić i tępo wpatrywał się w drzwi, ja natomiast doskonale wiedziałam co zrobić.
- Luke, odsuń się od tych drzwi- powiedział i cofnęłam się kawałek do tyłu. Kiedy blondyn się cofnął, zaczęłam biec w stronę drzwi. Kiedy byłam na odpowiedniej odległości, skoczyłam i kopnęłam w drzwi. Od razu się otworzyły.
- Wow- powiedział Luke jak zgaduje mocno zdziwiony.
- Jak widać chodzenie na judo się przydało- powiedziałam i wyszłam z budynku.
- Chodź Jas, chłopaki mają czekać na nas niedaleko galerii- powiedział i razem ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie mają na nas czekać.
Po kilku minutach zobaczyliśmy szary Range Rover chłopaków oraz czarny ścigacz Luke'a. Luke kiwnął głową do chłopaków, a ci odpalili samochód. Natomiast ja z Luke'iem wsiedliśmy na jego motor. Nie wiem ile jechał blondas, ale wiem, że jechał najszybciej jak umiał, dlatego musiałam się do niego...um 'przytulić'. Nie powiem, ciepło bijące od niego było niesamowite.
Kilkadziesiąt minut potem znajdowaliśmy się przed moim domem. Widziałam jak chłopaki i Zoe wysiadają z samochodu i kierują się w stronę MOICH drzwi wejściowych...czyli mam rozumieć, że kółko różańcowe odbędzie się dzisiaj u mnie? Okej. Ale niech potem nie narzekają, że jedzenia nie dostaną. Kiedy Luke zsiadł z motoru, kazałam mu zaprowadzić go do garażu, natomiast ja pokierowałam się w stronę drzwi. Kiedy byłam już w środku, ujrzałam jak grupa niedorozwiniętej młodzieży leży rozwalona na kanapie w salonie oraz na podłodze...oczywiście na tej jakże wygodnej powierzchni leżał Clifford i Thompson...naprawdę nie wierzę jacy są głupi.
- Dobra dzieciarnio rozdzielcie się kto śpi w jakim pokoju, a ja idę się kimnąć...za dużo wrażeń na raz- ostanie 'zdanie' wypowiedziałam bardziej do siebie niż do nich.
Kiedy wchodziłam po schodach, usłyszałam jak ktoś, a raczej Luke woła moje imię.
- Czegoś twa dusza chciała ode mnie?- zapytałam się.
- Ym, no wiesz, chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku- powiedział, a ja wiedziałam już, że wyglądam jak idealnie rozwinięty burak.
- Tak, przynajmniej tak myślę- powiedziałam i próbowałam jakoś zasłonić rumieńce włosami, które kaskadami opadały na moje ramiona.
- To dobrze- powiedział, ruszył w stronę salonu i na szczęście nie zauważył, że się zarumieniłam- A i nie zasłaniaj twoich jakże pięknych rumieńców- powiedział i ruszył w stronę trudnej młodzieży. Chuj. Jednak je zauważył.
Kiedy znajdowałam się w pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko. Nie wiem czy wiecie, ale ono jest takie wygodne i wprost błagało mnie o położenie się na nie, a ja taka dobroduszna dziewczyna nie mogłam odmówić. Jednak po kilku...no dobra, kilkudziesięciu minutach leżenie postanowiłam iść się umyć. Wzięłam z garderoby piżamę i skierowałam się w stronę łazienki. Ściągnęłam z siebie dzisiejsze ubranie i weszłam pod prysznic. Namoczyłam swoje ciało, a następnie namydliłam. Kiedy spłukałam powstałą pianę, zaczęłam myć włosy. Nałożyłam na nie mój ulubiony szampon o zapachu magnolii. Kochałam ten aromat. Na samym końcu spłukałam szampon z włosów. Wyszłam z kabiny i szczelnie owinęłam się ręcznikiem. Wytarłam włosy ręcznikiem i zostawiłam je rozpuszczone. Następnie zdjęłam ręcznik i ubrałam piżamę. Na samym końcu zmyłam tę odrobinę makijażu i umyłam zęby. Brudną odzież wrzuciłam do kosza na ciuchy. Kiedy w końcu wszystko było jak należy, skierowałam się w stronę mojego cieplutkiego łóżeczka....dobra łóżka, ale nie ma znaczenia. Ważne, że jest wygodne. Podłączyłam telefon do ładowarki i od razu zrobiłam nura pod kołdrę Dzisiejsze wydarzenia zrobiły swoje i czuje okropne zmęczenie...nie, nie dramatyzuje. Po krótkiej chwili zasnęłam pochłonięta rozmyślaniem nad kolejnym krokiem Peter'a...



 Niech ten ktoś weźmie tą łapę, bo za chwilę nie wytrzymam pomyślałam, kiedy pewna natrętna ręka próbowała mnie obudzić przez szturchanie mnie w ramię.
- Jasmine, wstawaj, musimy się zbierać do szkoły- powiedział mi głos, który znałam, lecz przez zaćmiony umysł nie potrafiłam go rozpoznać.
- Duszo nieczysta, rozkazuje ci natychmiast wziąć ze mnie tę rękę, gdyż nie ręczę za siebie- powiedziałam do osobnika nieokreślonego.
- Daje ci 10 minut i widzę cię na dole, jeżeli nie wezmę pod uwagę ciężką artylerię- powiedział i jak sądzę wyszedł z pokoju.
W końcu, już miałam mu odgryźć rękę powiedziałam sama do siebie. Po kilku minutach byłam już prawie na tej dobrej stronie lecz...ktoś do cholery jasnej musiał złapać mnie za nogę i dosłownie wywalić z łóżka.


Obróciłam się i kogo ujrzałam? Will'a Derek'a Thompson'a znanego inaczej jako mojego głupiego przyjaciela. 
- Bożee, to ty- powiedziałam do niego.
- Tak to ja, wiem że się cieszysz ale za niecałą godzinę zaczyna się szkoła- powiedział i usiadł na obrotowym fotelu.
- Czyli muszę iść?- zapytałam się i zrobiłam maślane oczka w nadziei, że zostawi mnie w spokoju.
- Tak. Także rusz dupsko i wyszykuj się- powiedział i wyszedł.
Leżałam przez chwilę na podłodze, która swoją drogą była bardzo wygodna i po kilku, bądź kilkunastu minutach zaczęłam się podnosić. Przetarłam oczy i wstałam na obie nogi. Wolałam nie zadzierać z Will'em. ponieważ już nie raz mogłam poczuć co robi, kiedy się go nie słucham w dość poważnych sprawach. Bardzo powoli, lecz jednak, poczłapałam się do garderoby w celu wybraniu stroju do nastoletniego koszmaru- szkoły. Po kilku minutach miałam przygotowane na fotelu czarne spodnie z dziurą na kolanie, zwykły biały T-shirt oraz czarną kurtkę [link]. Zdjęłam piżamę i ubrałam czystą, czarną, koronkową bieliznę. Włożyłam ubrania i skierowała się w stronę toaletki. Rozpuściłam włosy i zostawiłam je naturalne, czyli lekko falowane. Zrobiłam kreski eyeliner'em i pomalowałam rzęsy tuszem. Na sam koniec przejechałam lekko różem do polików...no co, raz na jakiś czas można. Spakowałam książki, klucze, telefon i słuchawki do plecaka. Następnie wzięłam fullcap'a i wyszłam z pokoju. Na dole spotkałam Will'a i Zoe. Wrzodów na tyłku (czytaj Luke, Ashton, Calum i Michael) nigdzie nie widziałam. Całe szczęście. 
- O! Jasmine, pośpiesz się, ponieważ za kilka minut musimy wyjeżdżać- powiedziała Zoe.
- Czym jedziemy?- zapytałam się.
- Moim Lamborghini- powiedział Will- Za 3 minuty widzę cię w nim- powiedział i wyszedł z domu.
- K- powiedziałam i poszłam do kuchni po jabłko...no co, coś muszę zjeść a jestem za leniwa rano, żeby zrobić coś pożywniejszego. Nie żeby jabłko nie było zdrowe...
Kiedy już je zjadłam, poszłam ubrać buty i od razu wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę białego Lamborghini Will'a. Kiedy już wsiadłam, chłopak odpalił i razem pojechaliśmy w stronę szkoły. Po drodze Zoe włączyła radio i co leciało? '7 Years' Lukas'a Graham'a. Razem z Zoe zaczęłyśmy ją śpiewać. Była ona jedną a naszych ulubionych piosenek oraz jedna z wielu, którą znałyśmy na pamięć. Nie obejrzeliśmy się nawet, kiedy to byliśmy przed szkołą, lecz my nadal ją śpiewałyśmy i nie wiem czemu, czułam wzrok wszystkich uczniów na samochodzie Will'a, czyli krótko mówiąc na nas. Kiedy w końcu przestałyśmy się drzeć, wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę głównych drzwi. Wtedy właśnie zauważyłam Luke'a i Calum'a. Tak jak reszta patrzyli się w naszą stronę. 
- O co wam chodzi?- zapytałam się.
- Ale co?- powiedział Will, tak jakby nie wiedział, dekiel jeden.
- Każdy- popatrzyłam na chłopaków- bez wyjątku się na nas gapi deklu i się pytam dlaczego?
- No wiesz, może dlatego, iż było słychać wasze głosy, a najbardziej twój- zwrócił się do mnie Luke- jak śpiewałyście i swoją drogą pewnie wam zazdroszczą, bo macie nieziemskie głosy, a najbardziej ty- ponownie zwrócił się do mnie
- Kur...de felek- powiedziałam, a tamci popatrzyli się na mnie jak na kosmitę- No co? Próbuje zminimalizować mój użytek przekleństw do przynajmniej 70%.
- No no, po tobie Momsen, bym się tego nie spodziewał- powiedział przez śmiech Will.
- Widzisz, jednak umiem zaskoczyć człowieka- powiedziałam, w między czasie wymachując teatralnie rękoma.
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez kilka...może kilkadziesiąt minut, aż zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do szkoły, gdzie musieliśmy się rozdzielić. Razem z Zoe skierowałyśmy się w stronę sali od WOS'u. Akurat kiedy byłyśmy przy sali, ostatnie osoby z naszej grupy zaczęły wchodzić do środka. Obie usiadłyśmy na tyłach klasy tuż przy oknie. Wyciągnęłyśmy zeszyty, a po tym mogliśmy robić co tylko chcemy. Pan Stephen to starszy gościu, który na lekcji pozwala nam robić co tylko chcemy, a on w tym czasie rozmawia z babkami w jego wieku przez jeden z tych internetowych portali randkowych. Jest on jednym z najporządniejszych [moim zdaniem oczywiście] nauczycieli w naszej szkole. Gościu, który nas uczy wychowania fizycznego jest także jednym z nielicznych nauczycieli, których na prawdę lubię. Trener zawsze jest zajęty bardziej nauczycielką, która prowadzi w tym samym czasie trening cheerleaderek niż nami, dzięki czemu możemy robić co chcemy. Oczywiście większość dziewczyn siedzi na ławkach i nic nie robi poza gapieniem się na tyłki chłopaków. Jedynie ja z Zoe jesteśmy odludkami i woli grać z chłopakami w nogę aniżeli siedzieć na tych okropnie niewygodnych ławkach. 
Zaczęłyśmy grać z West w kółko i krzyżyk [tak wiem jesteśmy oryginalne], kiedy nagle rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Powoli każdy zaczął wychodzić z sali. Po kilku minutach byłyśmy już spakowane i wyszłyśmy z sali żegnając pana Stephen'a. Obie skierowałyśmy się w stronę szafek. Kiedy byłyśmy już przy nich, wpisałam odpowiedni kod i ją otworzyłam. Schowałam książki i wyciągnęłam z niej portfel, słuchawki i mój szkicownik z ołówkiem. Od małego uwielbiałam rysować, zresztą teraz także nie wyobrażam sobie życia bez tego. Kiedy już obie wyciągnęłyśmy swoje rzeczy, wspólnie skierowałyśmy się w stronę stołówki. Tak jak zwykle przeszliśmy przez pomieszczenie zwane stołówką i wyszliśmy wielkimi szklanymi drzwiami na zewnątrz, gdzie również stało kilka stolików. Przy jednym z nich siedział Will z przybłędami, czytaj Luke'iem i Cal'em. Wspólnie skierowałyśmy się w stronę chłopaków. Zoe usiadła obok Calum'a, ja natomiast pomiędzy nią i Will'em. 
- Siema młoda- powiedział Will z uśmieszkiem na jego jakże ślicznej buzi [czujecie ten sarkazm co nie? oh oczywiście, że tak].
- To, że jestem od ciebie młodsza o kilka miesięcy nie upoważnia cię do mówienia tak na mnie- powiedziałam oburzona. 
- Oj upoważnia, upoważnia- powiedział kładąc swoją rękę na moje ramię. 
- Weź te brudne łapska ode mnie- powiedziałam strzepując jego rękę.
- Nie tak brutalnie Jas, jeszcze coś mu zrobisz- powiedział Hemmings.
- Oj, o mnie to się nie martw Robert. Mam czarny pas w karate- powiedział, dumnie wypinając pierś w stronę Luke'a.
- To prawda?- zapytał się Luke.
- Tak, niestety to prawda ten frajer zdobył go rok temu i teraz chwali się tym, kiedy tylko wlezie- powiedziała Zoe, która przemieściła się trochę bliżej Calum'a niż wcześniej usiadła.
- Wróć- powiedziałam- Karateko, jak nazwałeś niedawno Luke'a?
- Robert- odpowiedział Will.
- Skąd wytrzasnąłeś to imię?- zapytałam się zdezorientowana.
- Oj no wiesz, przetrząsnąłem cały internet w poszukiwaniu jakiś informacji o Luke'u. Dowiedziałem się między innymi, że urodził się 16 lipca 1996 roku. Ma dwóch braci - Ben'a i Jack'a. Jego mama ma na imię Liz. Posiada psa, który wabi się Molly i-  Calum nie pozwolił mu dokończyć.
- Boże, gościu, po co ci to?- zapytał.
- A no wiesz, musiałem się trochę o was dowiedzieć, kiedy tak nagle wkroczyliście do naszego "życia"- mówiąc ostatnie słowo Will zrobił niewidzialny cudzysłów.
- I to wszystko pamiętasz?
- Oczywiście, wiem prawie wszytko o waszej czwórce. Mówię prawie, ponieważ nie jestem zdolny, żeby wszystko mieć w głowie, na przykład twoje pełne imię to- dobra, tym razem to ja mu przeszkodziłam, bo wiedziałam, że jak zacznie to nigdy nie przestanie.
- Dobra, nie musisz mu udowadniać. A wracając do mojego pytania...co ma wspólnego imię Robert z Hemmings'em?- zapytałam się...po raz drugi.
- Aaa! To jest jego drugie imię. Luke Robert Hemmings.
I w tym jakże wspaniałym momencie zaczęłam śmiać się na cały głos, bo proszę was, Robert? Nigdy takim imieniem nie skrzywdziłam bym swojego syna.
- To nie jest śmieszne, dobra?- powiedział wkurzony Lucas.
- Oj, nie złość się Robercie- powiedziałam i dziwnym trafem wywaliłam się na trawnik.
- I co, warto było?- powiedział przez śmiech Luke.
- Tak, a teraz was przepraszam, ale idę po jedzonko, bo jestem strasznie głodna- powiedziałam i z gracją, jeżeli tak można było to nazwać, odeszłam w stronę kas.
W naszej stołówce jedzenie, trzeba przyznać, nie było takie złe. Kiedy się unikało wegańskich wtorków, to można było zjeść na prawdę dobre drugie śniadanie. Wybór był wieloraki, poczynając od zwykłych kanapek bądź owoców, a zakończając na moim i Will'a ulubionym daniu, czyli pizza. Zawsze pani Dolores zostawiała mi 4 kawałki tego boskiego jedzenia. Zawsze, ale to zawsze nasza kochana karateka zabiera mi jeden kawałek, a kiedy próbuje dorwać drugi, dostaje po łapach. Jest to tak jakby nasza mała tradycja.
Kiedy kupiłam pizze i coś do popicia, skierowałam się z powrotem do stolika, gdzie siedziały przymuły. Usiadłam na moim poprzednim miejscu i nagle coś przykuło moją uwagę. Lucas trzymał w dłoniach mój szkicownik. Od razu się poderwałam i wyrwałam mu go. Niestety kilka stron się wyrwało. Wstałam i byłam pewna, że za chwilę wyjdę z siebie.
- Jasmine, co się stało? To tylko jakiś zeszyt- powiedział Luke.
- Po pierwsze: jakim prawem tykasz moje rzeczy bez mojego pozwolenia? Po drugie: to nie "jakiś tam zwykły zeszyt" to mój drogi jest pamiętnik na mój własny sposób. Po trzecie: nikt. Powtarzam NIKT nie ma prawa go tykać, oprócz mnie- powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Wyciągnęłam telefon i napisałam SMS'a do Will'a, że jeżeli chce to może zjeść moją pizze.

        Od: Karateka
               "jesteś pewna, że nie przyjść do ciebie?"
        Do: Karateka
               "Jadę do swojego miejsca. Nie przyjeżdżaj, poradzę sobie. Powiedz nauczycielom, że się źle poczułam lub coś w tym stylu i pojechałam do domu"
        Od: Karateka
               "jak pani sobie życzy"
               "ps. nie gniewaj się na Luke'a. nie wiedział, że tylko ty możesz dotykać swój szkicownik"
        Do: Karateka
               "Spokojnie. Nie gniewam się, ale po prostu muszę ochłonąć po tym wszystkim"

Po tym wszystkim skierowałam się w stronę szafek i wyjęłam wszystko co było mi niezbędne. Kiedy już miałam przy sobie wszystko co niezbędne, wyszłam z budynku i poszłam w stronę samochodu. Gdy wsiadałam, widziałam przymuły gapiące się jak odjeżdżam. Nie to, że jestem wściekła na Luke'a...no może trochę, ale nie o to chodzi. Po prostu chcę chwili wytchnienia. Za dużo naraz. Nic nie mówiłam, ale na stołówce dostałam dziwną wiadomość...

***
Witom...a raczej witamy Was po tak długiej...no dobra dość długiej przerwie. 
Jak byście jeszcze nie zauważyły, doszedł nowy autor. Powitajcie...
*bębny proszę*
...awakenedworlds
Niestety ostatnimi czasy nie miałam weny...lecz ona mi pomogła. Także podziękujcie bardziej jej niż mi za ten rozdział.
A teraz takie małe pytanko. Chcecie, żeby Jasmine miała pewien problem, dzięki czemu rozdział byłby z perspektywy Luke'a, czy nie?
Czekam na wasze odpowiedzi xx
Buźki wasza i_ness_24 oraz awakenedworlds xoxo






2 komentarze: