niedziela, 14 lutego 2016

Seven

...- Yyyy, Ashton, co kazałeś mu powiedzieć?- zapytałam się.
- No wiesz, miał powiedzieć, że podgląda ją co noc, kiedy ona idzie spać i kiedy znajduje się w łazience i miał przyznać, że ona ma niezłe cycki- gdy to powiedział ja z Luke'iem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. No, teraz już wiemy, dlaczego Putt'y go goni...

Godzinę temu, do mojego domu zawitał Clifford...który nie miał niczego na sobie. Wszedł do środka, zabrał swoje ciuchy i poszedł do łazienki się przebrać. Kiedy wrócił, usiadł na sofie w salonie i nic nie mówił. Tak jest do teraz. Nawet słowem się nie odezwał. No ale cóż, mógł się nie zakładać.

           2 godziny później...

Okej, mam dość. Czerwonowłosy siedzi na sofie i patrzy się w ścianę już trzecią godzinę. Zaczyna robić się to niepokojące. Kiedy my (czytaj ja, Luke i Ashton) oglądaliśmy Szybkich i Wściekłych 7 on siedział i tylko gapił się w ekran. Przepraszam bardzo, ale ja mam już tego dość. Wstałam z kanapy i stanęłam przed ekranem telewizora zasłaniając ekran.
- Do jasnej cholery, Clifford, ogarnij się, bo to chyba wy mieliście mnie mieć na oku, a nie ja was. A teraz siedzisz na tej zasranej i cholernie wygodnej kanapie i jest obrażony na cały boski świat. Przypomnę Ci tylko, że to ty się się zgodziłeś na taki układ- przypomniałam mu, a ten westchnął- Przytulas?- zapytałam się mu wyciągając przed siebie ręce.
- Oj, tam. Przytulas!- wykrzyknął i pobiegł w moją stronę. Przytulił mnie chyba najmocniej jak tylko mógł.


- Mike, dusisz mnie, puść- powiedziałam do niego.
- Nie, nie puszczę- powiedział.
- Zbiorowy przytulas!- krzyknął Ashton z Luke'iem i rzucili się w naszą stronę tak, że razem spadliśmy na podłogę. Po kilku sekundach wszyscy wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Dobra, koniec śmiechów. Jest 23, a ja chce spać- powiedziałam i poszłam w stronę schodów.
- A my?- zapytał się Luke.
- Mam wiele dodatkowych pokoi, podzielcie się- powiedziałam i skierowałam się w stronę pokoju.
Weszłam do swojego i rzuciłam telefon na łóżko. Z garderoby wzięłam za dużą na mnie koszulkę i majtki. Kiedy już wszystko miałam, ruszyłam do łazienki. Zamknęłam drzwi za sobą i położyłam piżamę na blacie. Zdjęłam dzisiejsze ciuchy i włożyłam do kosza z rzeczami do prania. Włosy spięłam w luźnego koczka i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i cała się obmyłam. Następnie dokładnie namydliłam całe ciało, a powstałą pianę spłukałam. Wzięłam jeden z ręczników i wytarłam się. Założyłam bieliznę i koszulkę. Podeszłam do lustra i opłukałam całą twarz wodą. Na samym końcu umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Zgasiłam światło w łazience i całą długością walnęłam się na łóżko. Chwilę zajęło mi poszukanie telefonu, lecz kiedy go już znalazłam zauważyłam wiadomość od Zoe. Napisała, że nie przyjdzie już do mnie dzisiaj. Zignorowałam to, ponieważ byłam już cholernie zmęczona. Mozolnie wstałam z łóżka i zgasiłam światło. Otworzyłam okno, żeby nie udusić się w nocy i położyłam się spać.

Szłam parkiem. Była kompletna ciemność. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że  w pewnym momencie usłyszałam kroki za mną. Przyśpieszyłam, nie można było nawet tego nazwać chodem. Biegłam, najnormalniej w świecie biegłam. W pewnym momencie usłyszałam strzał, a następnie wielki ból w klatce piersiowej...

Obudziłam się cała zalana potem, już dawno nie śniły mi się takie sny. Sięgnęłam ręką po telefon w celu sprawdzenia godziny. 9:03. I w tym właśnie momencie wiedziałam, że już nie zasnę. Ubrałam moje kapcie i wyszłam z pokoju. Skierowałam się do pokoi, w których mieli spać chłopacy. W pierwszym Ashton spał na pograniczu łóżka, tak że niedługo z niego spadnie. W drugim spał Michael, który spał w samych bokserkach. Skąd to wiem? Stąd, że jego kołdra leżała na ziemi. W ostatnim pokoju spał Luke. Spał na brzuchu z rękami pod poduszką. Nie chcąc go budzić powoli wyszłam z jego/mojego pokoju. Zeszłam po schodach i od razu skierowałam się w stronę kuchni. Postanowiłam zrobić dla nas śniadanie. Nie mogąc się zdecydować co zrobić, wybrałam, jak dla mnie najprostsze naleśniki.
Kilkadziesiąt minut później na stole leżał stos naleśników...dokładniej 100 naleśników. Jest 9:48, a chłopcy jeszcze nie wstali, dlatego ja ich obudzę. Wyciągnęłam trzy pistolety na wodę i napełniłam je do samego końca. Weszłam po schodach i weszłam do pokoju Clifford'a. Leżał na łóżku z telefonem w ręce. Ugh...na niego juz nie warto marnować wody.
- Yyyy, Jasmine, po co Ci trzy pistolety na wodę?- zapytał się, lecz kiedy już chciałam odpowiedzieć, on zaczął gadać- Ty podstępna mała małpo. Nie chciałaś mnie tak obudzić, prawda?
- Nieeee, jasne, że nie chciałam...-myśl, myśl Jasmine- chciałam żebyś mi pomógł,bierz jeden pistolet i sio do pokoju Irwin'a- powiedziałam, a on jak torpeda wystrzelił z łóżka i zabrał mi jeden pistolet.
Razem wyszliśmy z jego pokoju. Ja podeszłam do drzwi Hemmings'a, a on do Irwin'a. Pokazałam trzy palce, później dwa, a kiedy jeden zaczęliśmy otwierać drzwi do pokoi. Na samym końcu zgodnie pokiwaliśmy głowami i wparowaliśmy do pokoi chłopaków.
- Wstawaj mały nędzny gówniarzu! Na ziemię i 1000 pompek!- krzyknęłam do Luke'a i oblałam go wodą. Ten jak poparzony zerwał się z łóżka i padł jak długi na podłogę.
- Ja pierdole, kurwa mać! Jasmine, co ja ci zrobiłem, że ty mnie w tak okrutny sposób budzisz!?- krzyknął Luke, który pocierał, jak sądzę, obolałe od upadku plecy.
- Po prostu przyszedłeś na świat powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
- Masz 5 sekund na ucieczkę- powiedział z poważną miną.
- Phi i tak się ciebie nie boję.
- 1...
- 2...- wciąż siedział na podłodze.
- 3...- dobra, teraz jestem zaniepokojona bo powoli wstaje.
- 4...- i w tym o to momencie zerwałam się ze swojego miejsca.
- I tak cię dorwę mała!- krzyknął.
- Mała może być twoja pała, ale nie ja!- odkrzyknęłam i szybko pobiegłam do kuchni.
Po kilku sekundach Luke pojawił się w kuchni. Na początku nie wiedziałam co począć, lecz zauważyłam odkręconą butelkę wody...tak! To jest to. Wzięłam ją do ręki i oblałam nią Luke'a. Kiedy ten na chwilę był oszołomiony, ja to wykorzystałam. Przemknęłam obok niego niezauważona i pobiegłam do salonu. I wiecie co? To nie był dobry pomysł po chwilę później runęłam jak długa na panele. Miałam się już podnosić, kiedy poczułam na plecach coś, a raczej kogoś.
- Luke, ty cholerny dupku, złaź ze mnie w tej chwili!- krzyknęłam nie mogąc niczego innego zrobić.
- Nie. Najpierw mnie ładnie przeproś- powiedział.
- No chyba sobie ze mnie żartujesz- odpowiedziałam.- Złaź ze mnie bo nie mogę oddychać!
- Nie, przeproś.
- Ugh...przepraszam- powiedziałam do niego.
- Ładnie przeproś- powiedział, a mnie już krew zalewała od środka.
- Przepraszam cię mój drogi Lukasie, proszę, wybacz mi- powiedziałam, mam nadzieję, że ładniej.
- Och, jeżeli aż tak bardzo prosisz- powiedział i wstał- Czekaj! Nazwałaś mnie Lukasem!- krzyknął.
- Oj tam, taki malutki dodatek ode mnie- powiedziałam i wstałam z podłogi- Dobra, dosyć tego bo śniadanie nam wystygnie, możesz ich zawołać?- zapytałam się Luke'owi.
- Nie, mnie się nie słuchają- odpowiedział, a ja już wiedziałam w jaki sposób ich zawołać.
- Chłopacy, naleśniki z Nutellą są już na stole!- krzyknęłam i chwilę później słyszałam głośne kroki do góry. Nie minęły nawet dwie sekundy, a ta dwójka znalazła się już w kuchni.
- Chodźmy Luke, bo jeszcze zjedzą je wszystkie- powiedziałam do blondyna, a ten tylko przytaknął głową.

       Godzinę później...

- Boże, nie wierzę, że musiałam jeszcze upiec dodatkową porcję naleśników- powiedziałam, kiedy chłopcy byli już najedzeni.
- Nigdy nie widziałaś ile mężczyźni mogą zjeść?- zapytał się Michael.
- Wiesz, Will dużo przebywa tutaj, ma nawet własny pokój, ale on jednak nie jest takim pożeraczem jedzenia jak wasza trójka- powiedziałam zgodnie z prawdą, ponieważ zawsze jak Will jest u mnie to 50 naleśników nam wystarczy, z czego ja i tak zjem większą połowę. No proszę was, ten gościu woli wpieprzać słodycze i pizzę niż żarcie, które ja mu zrobię!
- To ty chyba nie chcesz robić śniadania, kiedy Calum też ma zjeść, on wpieprza tyle co ja i Mike razem wzięci- powiedział Ashton, a co najlepsze on to powiedział z  powagą, czyli... mam się bać karmić Calum'a.
- Dobra, chłopaki teraz zmykajcie do siebie. Jest- spojrzałam na zegarek- 11:24, pewnie Calum za wami tęskni i się bardzo o was martwi- powiedziałam do nich, na co oni wybuchnęli gromkim śmiechem- No co, coś źle powiedziałam?
- Nie, ale to my bardziej zawsze się martwimy o Calum'a. On nawet w restauracji się umie zgubić- powiedział przez śmiech Clifford.
- Mam jedno pytanie. Jakim cudem wy jesteście "groźni"- powiedziałam, a przy ostatnim słowu zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
- No wiesz, ja jestem geniuszem informatycznym, dzięki czemu mogę każdego wyśledzić i wszędzie się włamać. Luke i Calum są doskonałymi strzelcami nigdy nie pudłują, ponad to umieją poważnie walnąć. Mike natomiast umie być "niewidoczny" i śledzić tak, żeby nie zostać zauważonym, ale umie też posługiwać się dobrze bronią- swój długi monolog, Ashton, zakończył głośnym wydechem powietrza.
- Okej, teraz powiedzmy, że już rozumiem- powiedziałam- Ale to i tak nie oznacza, że macie już iść do siebie.
- Oj, no dobrze- powiedział Mike i zrobił minę zbitego psa. Cała trójka wzięła swoje manaty i skierowała się w stronę drzwi.
- Pa chłopcy!- na koniec do nich krzyknęłam.
- Nie jesteśmy chłopcami tylko m...- dalej nie słyszałam, bo zamknęłam drzwi.
Skierowałam się do kuchni, gdzie pozbierałam wszystkie brudne naczynia i schowałam do zmywarki. Z tego powodu, że była pełna włączyłam ją. Mój spokój przerwał dzwonek do drzwi. Czy już nawet pięć minut nie mogę zostać sama w tym domu! krzyknęłam w myślach. Mozolnym krokiem skierowałam się w stronę drzwi, lecz nie zdążyłam ich otworzyć, ponieważ ten ktoś sam wszedł do domu.
- Jeżeli nie jesteś Will'em lub Zoe, wiedz, że nie skończy się to dla ciebie dobrze- powiedziałam dość głośno.
- To tak się wita własnego brata?- zapytał się z uśmieszkiem Dylan.
- Pudelek!- krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję.
- Ty mała wredna małpo, zawsze będziesz mi to wypominała?- zapytał się.
- Tak- powiedziałam przez śmiech.
- Dobra, teraz na poważnie. Mam złą wiadomość- rzekł z powagą.
- Dooobra, ale o co chodzi?- spytałam się.
- Wiem, że ścigasz się w wyścigach- powiedział.
- No tak, ale o tym już od dawna wiedziałeś- odpowiedziałam nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Tak, ale teraz już nie będziesz mogła się ścigać, ani nawet wybierać się na takie wyścigi, ponieważ będą duże szanse, że jego ludzie też tam będą- powiedziała, a mnie zatkało. Jak mam nie chodzić na wyścigi i się nie ścigać. Przecież to było i jest całe moje życie. Całe moje cholerne życie opierało się na wyścigach.
- Ale...- zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nie ma żadnego "ale" Jas, wiesz że to dla twojego dobra?- powiedział.
- Jak ma być dla mojego dobra, jeżeli odetniesz mnie od czegoś co kocham?!- krzyknęłam.
- Jasmine! Przecież nie zabiorę ci ścigaczów! Cały czas będziesz mogła nimi jeździć, ale po prostu nie możesz się pojawiać na wyścigach!- powiedział, a raczej wykrzyknął mój brat.
- Nie mam wyboru?
- Nie masz- powiedział, a ja już nie chciałam się z nim kłócić.
- Dobra, skończmy już ten temat. Właśnie, Dylan, gdzie mieszkasz, bo mi nic nie powiedziałeś- zapytałam się.
- U Zayn'a. Ma duży dom, a wole mieszkać z nim niż z dziewczynką- powiedział przez śmiech.
- Nie śmieszne- gdy to powiedziałam udawałam obrażoną- A tak na marginesie, długo pozostaniesz u mnie?
- Nie, przyjechałem tutaj na chwilę, ponieważ mam jeszcze parę starych spraw do załatwienia- odpowiedział na moje pytanie.
- Och, w porządku- powiedziałam, a Dylan'a chwilę później nie było.
Postanowiłam się umówić z Zoe i Will'em w naszym ulubionym parku. Oczywiście Will będzie swoim bmx'em, a ja deskorolką, natomiast Zoe będzie siedziała i patrzyła...jak zawsze.
Kilka minut potem otrzymałam potwierdzenie godziny od tej dwójki. Zostało mi trochę więcej niż godzina, także od razu skierowałam się do pokoju. Niedługo 12, a ja chodzę ciągle w piżamie... kuźwa. Byłam tylko w za długim T-shirt i majtkach przy chłopakach... kiedyś ich zapierdole. Kiedy znalazłam się w pokoju, od razu skierowałam się do łazienki. Tam umyłam zęby i rozczesałam włosy. Zostawiłam je rozpuszczone.  Zrobiłam jeszcze smoky eye's, a usta pomalowałam na bordowo. Kiedy w łazience już wszystko załatwiłam, postanowiłam wybrać jakiś strój do skateparku. Z tego co zauważyłam na dworze nie było ni to ciepło, ni to zimno także postawiłam na ciemno zielone spodnie z dziurami na kolanach, tego samego koloru kurtkę/bluzę i czarną bluzkę na ramiączkach. Na nogi założyłam czarne Vans'y. Kiedy już się ubrałam, postanowiłam zejść na dół. Wzięłam telefon, kartę kredytową (na wszelki wypadek, gdyby komuś zachciało się iść do galerii) i 50 funtów. Kiedy upewniłam się, że wszystko mam zeszłam do salonu. Sprawdziłam godzinę i zostało mi około 20 minut, także nie mam za dużo czasu, gdyż od mojego domu do skateparku jest w najlepszym wypadu 10 minut, ale zawsze dojeżdżam w 15. Zamknęłam drzwi od środka i skierowałam się w stronę garażu. Chwyciłam deskorolkę i otworzyłam bramę. Kiedy znajdowałam się już poza nią, zamknęłam ją, a kluczę schowałam do kieszeni kurtki. Wyciągnęłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Odblokowałam urządzenie i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę, wypadło na Fall Out Boy- Centuries.
Miałam jeszcze 16 minut, na spokojnie zdążę.

***
Cześć, hej i czołem...
Na prawdę przepraszam Was, że nie wstawiłam rozdziału we wtorek. Powodem była szkoła. Teraz codziennie mieliśmy jakieś kartkówki lub sprawdziany i musiałam zakuwać.
Lecz teraz z innej strony...
Wolicie bardziej opisy, czy dialogi.
Pytam się, ponieważ nie jestem pewna pod względem ilości dialogów w tym rozdziale. I mam pytanie, nie przeszkadza Wam to????
PS Następny rozdział postaram się tak zrobić, żeby był dłuższy.
A! I w razie czego przepraszam za jakiekolwiek błędy. Nie miałam czasu żeby sprawdzić ten rozdział.
Proszę, komentujcie to na prawdę wiele daje, ponieważ wiem, że ktoś kto w ogóle czyta.

i_ness_24 
xoxo


1 komentarz:

  1. Witaj,
    Dziękuję za opinię na temat mojego opowiadania. Jestem Ci za to bardzo wdzięczna! Cieszę się, że podoba Ci się mój styl pisania.
    Pojawiła się już druga, ostatnia część „Ściany”, więc pomyślałam, że Cię zaproszę.
    www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń